piątek, 16 sierpnia 2013

EPILOG



Czy znasz to uczucie kiedy, mocno zażyłą rozmowę z nocnym kolegą Morfeuszem przerywa Ci spadanie ciała w dół? Znasz to uczucie kiedy próbujesz się ocknąć, ale tam u góry ktoś próbuję Cię zatrzymać? Chcesz się wyrwać, walczysz sama ze sobą spinasz mięśnie i budzisz się z chorego letargu. Siadasz po turecku na miękkim materacu oblana zimnym potem.
Chciałabym, żeby moje życie miało inny bieg. Chciałabym, żeby wiele sytuacji nie miało miejsca. Siadam na łóżku i spoglądam na zegarek na którym dwie wskazówki ułożyły piękną godzinę 8:30. Zsuwam swoje wątłe ciało z łóżka i poddaje chuderlawo-krzywe nogi niebotycznemu obciążeniu wprawiając 55 kg w ruch. Kieruje się do łazienki by przygotować się na tak straszną wizytę u lekarza. Późniejsze spotkanie z Karolem nakłada na moją smutną twarz chodź krztę uśmiechu.
Nie mam zamiaru kolejnego dnia spędzić na to, by płaczem maskować swój ból.  Gorące krople wody z bojlera ogrzewają moje ciało powodując dosyć miłe dreszcze. Nogi wrosły mi w biały brodzik i nie chcą się ruszyć. Po chwili nie chętnie wychodzę z mojej oazy owijając się szorstkim ręcznikiem z wizerunkiem Kubusia Puchatka. Idę zaparzyć sobie aromatycznej zielonej herbaty. W tak zwanym między czasie nanoszę na swoje ciało ubranie na dziś. Włosy jeszcze mokre mają swój spoczynek na ramionach. Po raz kolejny wpadam w zadumę. Spoglądam na zegarek, a w myślach huczy głośne ‘cholera’ wybiegam z czerwonym jabłkiem w ręku w kierunku lekarza. Tam pobieraną mam krew, a potem sama zainteresowana ciepła ARH+ wypływa z mojego nosa. Dookoła mnie zbiegają się panie pielęgniarki przekrzykując się, a ja czuje smak Twoich ust. To dziwne. Co nie?
Po ciężkich wojażach w zabiegowym około godziny 14.30 opuszczam przychodnie lekarską. Zapinam suwak od beżowej wiatrówki po samą szyje, by innym przechodniom oszczędzić widoku zakrwawionej bluzki. Nie chce wzbudzać domysłów, bo przecież nie mam niebieskiej karty. Nikt nie bije mnie w domu. Wchodzę ponownie do mojej ‘willi z basenem i widokiem na Miasto Aniołów’, przebieram się w inne ciuchy uprzednio znów oblewając ciało wodą tym razem zimną. Znów biegiem ruszam do mojej ukochanej kawiarni, by spotkać się z przyjacielem. Na nadgarstku czuje zaciśnięcie, spoglądam na niego nic nie widzę, na usta wkrada się grymas zwany uśmiechem, przypominam sobie Twój dotyk.

-Witaj słoneczko. Pięknie dziś wyglądasz.- Wita się ze mną drugi bełchatowski środkowy, sadzając swoje cztery litery na krześle naprzeciw mnie.

-Cześć Karolku. Widzę, że humorek dopisuje. Jak na treningu ?- pytam, nie chce wkraczać na temat moich badań.

-Trening jest nie ważny. Jak na badaniach- nie chciałam mu mówić, że znów krew lała mi się z nosa. Znów zrobiłam z siebie świetną aktorkę.

-Wszystko w jak najlepszym porządku. Jutro rano jadę odebrać wyniki badań. Potem jadę najprawdopodobniej na kilka dni do domu, do Bydgoszczy. A potem od razu się widzimy. Prawda ?

-Oczywiście, że się widzimy. Już tęsknie za Tobą. Mamusie ucałuj i z tatusiem kielonka za mnie się napij. Właśnie Mery przyjedziesz na mecz za miesiąc, bo wtedy akurat będziemy grali u siebie, a nie na wyjeździe- mecz i kolejne spotkanie  z Tobą. Serce bije mi już milion razy na minutę. Robi mi się gorąco. Rumieniec oblewa mi twarz.

-Karol pożyjemy zobaczymy.

-Okej, okej mała. To co spacer? –  odeszliśmy od tematu. Pięknie.

-Z Tobą Karolku, zawsze-powiedziałam po czym wzięłam chłopaka pod rękę i ruszyliśmy w kierunku krakowskich plant.

Następnego dnia udałam się do przychodni po odebranie wyników. Recepcjonistka dała mi kopertę, pospiesznie otworzyłam kopertę oczy szybko przeczytały treść widomości, głowa dostarczyła wiadomość ’ Wszystko będzie dobrze, to szybko mnie’. Wstałam i udałam się do miasta mojego dorastania. Po kilku godzinach dotarłam do rodzinnego domu, weszłam wcześniej się nie zapowiadając, a to co usłyszałam zniszczyło mnie do końca. Byłam śmieciem zgniecionym i odrzuconym do spalenia. Byłam niczym. Wpadłam do łazienki i czym prędzej ochładzałam twarz zimną wodą, za chwile do pomieszczenia weszła matka

-Marika córciu co Ty tu robisz? –zapytała i chciała mnie przytulić.

-Nie dotykaj mnie!- krzyknęłam zalewając się łzami- Jak mogłaś mi to zrobić. Jak rodzona matka mogła mnie rozdzielić z osobą którą kocham nad życie? Powiedz mi jak ? – a ona nie odpowiadała nic- Mamo! Powiedz mi jak mogłaś?! Powiedz mi-po tych słowach opadłam bezwiednie na płytki. Płakałam czarny tusz rozlał się po moich rumieńcach. Po chwili wstałam umyłam ponownie buzie i wzięłam w dłoń znów rączkę od walizki i dodałam.- Moja matka umarła, dziś. Zostałam sierotą- i wyszłam z domu. Pojechałam nad morze, by tam oczyścić swoje myśli. Czułam się coraz gorzej pod względem fizycznym, ale pod względem psychicznym cieszyłam się, że wybrałam taką opcje na zakończenie mojego życiowego scenariusza. Mojego dramatu. Własnego, nieidealnego dramatu. Po tygodniu wróciłam do domu. Jest ciemno. Dochodzi 18. Czekam na Karola, obiecałam mu przecież, że się z nim umówię zaraz po powrocie. 

Zawsze nadejdzie dzień w którym nastąpi początek końca. Dzień naszego ostatecznego rozrachunku ze swoim życiem. Ostatnio uświadomiłam sobie, że żaden mężczyzna nie jest w stanie zastąpić Ciebie. Myślałam, że będę potrafiła obdarzyć Karola miłością. W sumie to i go obdarzyłam, bo kochałam go jak brata i cieszę się ,że i on kochał mnie jak małą młodszą siostrę. Dobrze, że nawet nie próbowaliśmy być razem.  Nie boje się zakończenia dzisiejszego dnia. Przygotowałam się na niego psychicznie oraz mentalnie. Jestem silna. Nigdy nie pokocham już nikogo tak mocno jak Ciebie. Nigdy też nie wybaczę swojej matce tej intrygi. Intrygi która nas rozdzieliła. Intrygi dzięki której muszę umierać w samotności. Jeszcze jestem w mieszkaniu i czekam na Karola. On o niczym nie wie. Wiem, że umrę dziś. Bo to się po prostu czuje. Chce się z nim pożegnać, bo z Tobą nie mogę. Nie widziałam Cię od tej pamiętnej imprezy, w której znów pokiereszowałeś moje serce. Stoję w kuchni. Zegar tyka coraz głośniej. Moje oczy rozmazują obraz. Nagle kolana uginają się pode mną i upadam na zimne płytki przy kuchennym aneksie. Krew wypływa mi z nosa oraz uszu tworząc brunatną drogę wspomnień. Przed oczami mam Twój uśmiech. Zarost. W głowie szumi mi dźwięk Twojego głosu. Powieki stają się coraz cięższe. Odpływam. Budzi mnie światło. Trzymasz mnie za rękę. Jest mi tak dobrze. Tak bardzo tęskniłam za tym wszystkim. A przede wszystkim za Tobą. Nic nie mówisz. Wstajesz podnosisz się i spotykasz moje stęsknione za Tobą usta i delikatnie je muskasz. Uśmiecham się.

-Czemu tu jesteś? Mówiłeś, że mnie nie kochasz. Ja już nie wiem kim jestem w Twoich oczach. Może mnie w nich nie ma ?A spoglądasz nimi na inną dziewczynę ? Dziewczynę którą chciałabym być-powiedziałam cicho.  Wzdrygnąłeś. Myślałeś, że śpię. Ze teraz będzie dobrze. Nie wiedziałeś co za chwilę się stanie.

-Wiesz, że tamte słowa były największa fikcją jaką mogłem tylko powiedzieć. Kocham Cię. Nigdy nie kochałem i nie będę kochać innej kobiety niż Ty. Każdego dnia chciałem zadzwonić powiedzieć, że mi przykro. Chciałem prosić abyśmy spróbowali jeszcze raz. Chciałem się budzić obok siebie mając głowę ułożoną koło Twojej. Chciałem patrzeć jak śpisz. Jak się uśmiechać. Znów chciałem słyszeć w jaki sposób się śmiejesz i wypowiadasz moje imię. Chciałem poczuć zapach Twoich perfum.  Po prostu chciałem Ciebie, bo kocham Cię Marika nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie. Bez Ciebie jestem nikim. Marika otwórz swoje serce. Otwórz je na mnie, proszę.- skończyłeś swój monolog niemal z łzami w oczach. Tak bardzo Cię kochałam. Tak bardzo za Tobą tęskniłam.

-Kocham Cię Andrzej-po tych słowach moje serce zakończyło swoją pracę. Maszyny zaczęły piszczeć. Może Bóg nie pozwolił mi odejść bez pożegnania z Tobą. W sumie jestem zła na siebie, że musiałeś patrzeć na moje odejście. Musiałeś patrzeć z boku jak zmieniam się w nicość. Jak zionę ducha. Mówią, że nigdy nie powinno się żałować chwil z osobą która wywoływała uśmiech na naszej twarzy.  Nasze życie jest kruche i krótkie. Jestem na to świetnym przykładem. Nie ma dwóch takich samych chwil. Dwóch takich samych uśmiechów. Ja żałuje jedynie tego ,że żyłam kilka miesięcy bez Ciebie. Że straciłam ten czas. Ostatni czas mojego życia.



Wykąpałem się po czym rozsiadłem się na kanapie trzymając kurczowo pilota w dłoni. Przed oczami miałem jej łzy. Znów cholerne wyrzuty sumienia. Nagle słyszę dźwięk swojej komórki. Karol? Co on chce o tej porze.? Po chwili moje serce staje na moment. Wbiegam do pokoju ubieram się i zgarniam ważne rzeczy do pokaźnej kieszeni. Kilka minut później siedzę w aucie kierując się na Kraków. Łamie wszelkie możliwe przepisy drogowe. Pragnę być przy niej. Nie wiem co jej się stało. Walczy o życie w jednym z krakowskich szpitali. Czemu byłem tak głupi?. Czemu nie wyjaśniłem tego wszystkiego ? Zniszczyłem wszystko. Zniszczyłem nas. Jestem na miejscu. Odnajduje ją bezbronną połączoną milionem kabelków. Siadam na plastikowym krzesełku. Pragnę przytulić jej wątłe ciało. Pragnę pocałować. Pragnę zatrzymać czas. Budzi się. Mój cały świat budzi się na moment. Całuje ja. Tak bardzo brakowało mi smaku jej ust. Jej spojrzenia. Jej uśmiechu. Po chwili znów pyta czemu to wszystko zrobiłem. Wiem ,że nie daje jej to spokoju. Mówię jej to co siedzi mi na sercu. Słyszę słowa ‘Kocham Cię Andrzej’ a potem dźwięk tego całego sprzętu. Patrzę jak do świętego Piotra odchodzi jedyna osobą którą kocham. Jak odchodzi ona. Nie wiem co mam robić. Zaczynam krzyczeć. Na sale wpadają pielęgniarki i lekarz. Zaczynają reanimacje. Moje oczy zalewają się łzami
-Zabierzcie go stąd do cholery!- krzyczy lekko zdenerwowany już lekarz. Patrzę mu na ręce. Boje się ,że ona naprawdę odejdzie. Po chwili wyprowadzają mnie ochroniarze z sali, bo pielęgniarki nie dają rady. Mijają minuty ,a mi wydaję się ,że mijają godziny.  Z pomieszczenia w którym leży moja księżniczka wynurza się wcześniej wymieniony lekarz. Z współczuciem na twarzy mówi ’przykro nam robiliśmy wszystko co w naszej mocy jednak jej życia nie udało nam się ocalić’. Wbiegam ponownie na sale w której leży jej wątłe ciało, które jeszcze przez chwile będzie ciepłe. Dostaje ataku agresji i przewracam z impetem stojący obok mnie stolik z przyrządami medycznymi. Krzyczę, że to nie może być prawda, że to cholerny sen, z którego za żadne skarby świata nie mogę się obudzić. Niemal doszczętnie rujnuje sale w której leży Ona. Znów biegają Ci sami ochroniarze, znów łapią mnie w swoje ohydne łapska ,by jedna z szczupłych pielęgniarek wbiła mi igłę strzykawki w szyje dzięki której Osuwam się powoli po ścianie na ziemię. Nogi znajdują się pod brodą. Twarz skrywa się w pokaźnych rękach a potem między kolanami. Czuje jak krew pulsuje mi w ciele. mam tego dość. Chce sam siebie rozszarpać. Zaczynam płakać jak dziecko. Straciłem ją. Osobę którą kocham. Straciłem swój tlen. Nie dam rady żyć bez niej jest to pewne. Mijają dni. Dowiedziałem się ,że Mery widziała ,ze umiera. Miała guza mózgu. Nie zgodziła się na operacje nie wiem czemu. Pojechałem na jej pogrzeb. W kościele podszedłem do trumny w której leżała uśmiechnięte jeszcze ale blada dziewczyna. Łzy spływały z moich policzków na jej czarną sukienkę jak oszalałe. Upadłem na kolana chowając twarz w jej zimną rękę. Poczułem uścisk. Wtedy doszło do mnie ,że ona zawsze będzie ze mną. Po chwili jej matka powiedziała mi ,że czas zamykać trumnę. Pocałowałem Ją ten ostatni raz. Wyszedłem z kościoła oglądając się ten ostatni raz. Na pochówek nie poszedłem. Nie mógłbym zdzierżyć jak chowają Ją kilka metrów pod ziemią. Wiem, że chodzi gdzieś teraz z aniołami i patrzy na mnie tam z góry i modli się by żyło mi się dobrze.

Może znajdę kiedyś kogoś kogo pokocham choć trochę tak jak Ciebie.  Strasznie za Tobą tęsknie.


_____________
Potoczyło się to inaczej niż chciałam, miał być jeszcze jeden rozdział lecz był słaby więc dziś oddaje w WASZE ręce epilog.

Ciężko jest mi się z Wami rozstawać. Ta historia stała się pierwszą poważną i refleksyjną dłuższą historia (bo przecież są oneparty) jaką pisałam. Zdziwiło mnie to, że Wam się podoba. Komentowałyście. Często miałam łzy w oczach, bo nie wierzyłam. Nie przypuszczałam, że pisze emocjonalnie. Dziś wiem, że historia ta miała troszkę emocji. Dla mnie tych emocji jest dużo dziś, w tym rozdziale pożegnalnym kończącym tą historie, lecz ode mnie to jeszcze nie koniec są przecież jeszcze 2 projekty. Jeśli któraś z Was dotrwa do EPILOGU na blogu ' Nie potrafię o Tobie zapomnieć' będziecie wiedziały, że najprawdopodobniej z pod mojej ręki nic nowego nie przeczytacie. 
Teraz jest mi nieprzyzwoicie gorąco, a łzy skapują na czarną obudowę laptopa. Nie wiem, ale najbardziej rozwaliły mnie słowa Mariki, która nie wie jak postrzegana jest w oczach swojego ukochanego. 

Epilog ten dedykuje mojej kochanej OLEŃCE <3

A teraz każdemu z osobna i wszystkim razem DZIĘKUJE, za każde wyświetlenie, za każde słowo, za komentarz, za to, że byłyście i mam nadzieje, że będziecie stale.


Jeśli macie jakieś miłe wspomnienie czy coś związanego z tym blogiem, to napiszcie w komentarzu.

Wasza Anka 

niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział 8



Do czego można porównać bicie serca ? Do odbijanej od blatu piłeczki ping-pongowej ? Czy może do równomiarowego tykania naściennego zegarka ? Do czego można porównać spełnienie ? To duchowe i materialne szczęście.  To moment w którym zasypiasz pełna nadziei na lepsze jutro ? Do czego można porównać strach ? To odejście od nas ukochanej osoby, czy może zwykła niechęć do czegoś nowego, nieznanego. Obcego ? Do  czego można porównać miłość ? Do latającego w naszym żołądku bliżej nieokreślonego robactwa? A może do pełnego ofiarowania siebie? Nie ma odpowiedzi na te pytania. Przynajmniej ja ich nie znam. Wiele ludzi ma inne postrzeganie tych wartości.  Wszystkie te emocje są pomieszane w moim sercu.  Serce bije mi jak oszalałe gdy widzę Ciebie. Jestem spełniona kiedy budzę i zasypiam przy Tobie. Ogarnia mnie paniczny lęk wiedząc, że nie ma Cię przy mnie. A kocham i kochać będę zawsze Ciebie. Przemierzałam schodki co dwa, by jak najszybciej znaleźć się w swoim własnym domu, a dokładnie łóżku. Ten wieczór strasznie rozbił mnie emocjonalnie. Okazałam się zwykłą suką, niezważającą na emocje które stanowczo wzięły nade mną kontrole. Nie ważne co mi zrobiłeś, ważne co ja teraz zrobiłam. Mściwość to jak najbardziej jedna z chorób XXI wieku. W pamięci ludzkiej istnieje dział który nazwany jest zemsta. Myślimy tylko o tym  jak odpłacić się innym za wyrządzone nam krzywdy. Ja oczywiście zostałam owładnięta tą chorobą. Liczyło się tylko to, aby się na Tobie odegrać. To takie szczeniackie, lecz człowiek nie myśli o tym wtedy w taki sposób. Ważne są zaostrzone sztylety które chcemy wbić w serce drugiej osoby.  To dziecinada której nie możemy zaprzestać.  Przemierzałam drogę do domu w zastraszającym tempie. Wpadłam zdyszana do pokoju. W biegu zdjęłam kurtkę i buty zrzucając je w głąb pokoju. Opadałam na łóżku, by znów płakać. By znów powróciło moje dawne ja. Znów stałam się sobą z przed kilku miesięcy. Cicha. Słaba. Bojaźliwa i kochająca Cię do ostatku sił. Do ostatku tchnienia. Wiedziałam, że nie uwolnię się od tego uczucia. Nie dam rady zastąpić go żadnym innym, bo żadne inne nie dorówna pierwszej miłości. Myślę, że kiedyś dam radę pokochać innego mężczyznę równie mocno co Ciebie, ale już nie tą samą miłością. Boje się, bo wiem gdzie jesteś. Wiem, że jeżeli będę spotykać się z Karolem to będziemy się widywać, a tego nie chce.   Opadam bezwładnie na łóżko i po chwili oczy znów wypełniają się słoną cieczą która spływa do kącików oczu rozmazując resztki tuszu znajdującego się na moich kruczo-czarnych rzęsach.  Powieki mi opadają i znów widzę Cię stojącego przede mną. Widzę Twój gęstawy zarost. Widzę oczy bez starego blasku. Widzę nienagannie ułożone włosy. Cały Ty. Znów słyszę Twój głos. Słyszę dwa słowa. Słyszę te cholerne 9 liter. Słyszę ‘Kocham Cię’. Nie wiem ile w tym było kłamstwa, a ile prawdy. Nie wiem czy chciałeś mi poprawić humor czy też może jeszcze bardziej go pogorszyć.  Znów czuje te dziwne ukłucie w sercu. To dalej namiastka miłości, która zawsze będzie tam gościem.  Chciałam być silna. Chciałam być wredna i oschła. Wszystko to obróciło się przeciwko mnie. Znów się zjawiłeś, tak niespodziewanie, a ja nie zdążyłam wymyśleć  żadnego scenariusza. Żadnej opcji. Musiałam robić wszystko na żywioł, a jak Ci wiadomo nigdy nie byłam typem osoby która jest spontaniczna. Zawsze lubiłam mieć wszystko zaplanowane. Zaplanowałam również nasze dalsze wspólne życie. Miało być usłane różami, a nie kolcami które wbijają się w delikatną skórę stóp i je ranią, do krwi. Boleśnie.  Teraz wiem, że warto żyć na własnych zasadach. Nie należy udawać nikogo kim się nie jest. Będę żyła dalej bez Ciebie. Nie będę dalej zawistna i egoistyczna. No właśnie egoizm, kolejna z teraźniejszych chorób. Ludzie myślą tylko o sobie. O własnych dobrach. Widzą czubek własnego nosa. Nigdy nie byłam egoistką do czasu aż poznałam Nadię. Nie żałuje tego, że zrobiłam parę rzeczy. Że wypowiedziałam wiele słów. Życie nie jest po to, aby żałować, dlatego że jest za krótkie. Cała noc minęła mi na przemyśleniach. Doszłam do wniosku, że nie mogę uciekać od Karola, bo to by było egoistyczne. Dzisiejszego poranka wykonałam telefon do przychodni, aby zarejestrować się na badania. Sama zastanawiałam się nad tym co powodują moje krwotoki z nosa oraz zawroty głowy.  Wiem, że to przemęczenie, lecz warto dmuchać na zimne. Wizytę mam na jutro rano.  Teraz należy wstać. Umyć się i iść na uczelnie. Gdy dotarłam do gmachu szkoły poczułam, wibracje telefonu, który momentalnie wyjęłam. Nadawcą wiadomości był nie kto inny jak Karol.

‘Słoneczko bezpiecznie dotarłaś do domu? ~ Karol’

‘Zważywszy na to, że odwiozłeś mnie pod samą klatkę to odpowiem, że na schodach nic mi się nie stało.

'Cała i zdrowa płakałam całą noc w poduszkę’

‘Jak to płakałaś Mery ? Chcesz, żebyśmy zaczęli się gniewać?’

‘Cała ta sprawa z Andrzejem do mnie wróciła, ale teraz już jest dobrze „Słoneczko”J

‘To dobrze, bo już się bałem. Spotkamy się ?’

‘Kiedy?’

‘Jutro? Koło 15 pasuje CI ?’

‘Pasuje, pasuje. Kolejny dzień bez uczelni J

‘Czemu tak ?’

‘Badania:< Przecież kazałeś’

I tak nudnawy dzień na uczelni minął mi w towarzystwie Karola. Potem niestety musiał jechać na trening. Temat Andrzeja nie był poruszany. To dobrze, znów to wszystko by do mnie wróciło. Bełchatowski środkowy i mistrz samojebek staje się moim przyjacielem. Przyjazną duszą mimo, że znamy się tak krótko. To właśnie dzięki niemu przestałam myśleć o Tobie.



Każdy dzień bez niej jest katorgą. Każda chwila bez niej jest piekłem. Wiem, że nie umiem, że nie potrafię żyć bez niej. Jest moim promyczkiem nadziei. Widok jaki zastałem w kuchni rozdarł mnie od środka. Wiem, że Karol był niczemu nie świadom i nawet nie wiem czy nadal wie. Ciekawy jestem, czy Marika nadal jest u nas w domu, muszę wrócić, może jeszcze ją zastanę. Chcę wyjaśnić tą całą sprawę. Może ona mi jeszcze uwierzy. Może jest dla nas jeszcze jakąś szansa. Wbiegam jak oparzony do mieszkania, a tam odpowiada mi cisza. Nie ma ani Mery, ani Kłosa. Pewnie gdzieś wyszli. Cholera. Znów wszystko zjebałem. Miałem szanse, wczoraj w klubie wszystko wyjaśnić, to nie musiałem urazić się pieprzoną dumą. Musiałem milczeć. Musiałem patrzeć jak moja mała odchodzi. Siedzę na w salonie na kanapie przede mną na szklanym stole stoi połówka czystej wódki w której dziś zatapiać będę swoje smutki. Rano głowa mi będzie pękać, ale chwilowe ukojenie duszy jest dla mnie ważniejsze.  Nie mogę pogodzić się z tym, że on z nią. Że ją całował. Dotykał jej jędrnych piersi. Czuł ciepło delikatnych ud. Że mógł je całować. Dotykać. Kiedyś też mogłem. Zaprzepaściłem swoją szanse na szczęście i nie wiem czy kiedykolwiek będzie dane mi ją odkupić. Boje się tego strasznie. Może właśnie teraz nadszedł moment w którym powinienem odpuścić. Pozwolić jej odejść.  Odejść z mojego serca, mimo że będzie to cholerne trudne. Pierwsza miłość jest jak pierwszy powiew wiatru. Jak pierwsze spotkanie skóry z promieniami słonecznymi. Pierwszym płaczem małego dziecka zaraz po urodzeniu dla matki. Miłość to wszystko co nas otacza. Kochamy wiele rzeczy, nie koniecznie jest to druga osoba. Możemy kochać jakiś przedmiot. Jakąś idee. Ja ponad wszystko kocham ją. Ona kiedyś zabiłaby dla mnie, ja bym dla niej zamordował z zimną krwią. Oddałbym swoje życie za jedno jej skinienie. Za jedno ‘Wybaczam Ci Andrzejku’.  Żadna chwila już nie powróci. Żadna chwila już się nie powtórzy, bo co się stało zapisało już kartę w naszym życiowym scenariuszu. Ciężko mi to robić, ale zrobię to o czym przed chwilą myślałem, pozwolę jej ułożyć sobie życie z kimś innym. Nie wyjaśnię jej już nic. Niech żyje pełnią życia z kimś innym. Będę cieszył się widząc jej szczęście wymalowane na buzi, nawet jeśli szczęście te dałby jej mój najlepszy przyjaciel.  Po chwili słyszę dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach i widzę wyłaniającą się postać przyjaciela.

-Wiesz Andrzej jesteś zwykłym chujem-powiedział i zniknął w swoim pokoju. Wtedy pomyślałem, że Mery mu wszystko powiedziała. Momentalnie się podniosłem i udałem się do pokoju chłopaka

-O co Ci chodzi?- zapytałem udając kompletnie nieświadomego ogromu sytuacji.

-O gówno mi chodzi jak nie wiesz o co, chodzi mi o to, jak potraktowałeś tą mała? Jak zwykłą rzecz. Jak Ci się znudziła to wywaliłeś ją do kosza. Tak po prostu, zostawiając samą sobie! Nie zważałeś na jej uczucia. Nie pomyślałeś jak się teraz czuje? Co z nią jest. Liczyłeś się tylko TY wielki Pan gwiazdor, mistrz transferów. Wielki środkowy-powiedział, a jego twarz przypominała już kolor dojrzałej w słońcu wiśni- Przejdź mi z drogi nie mam ochoty teraz z Tobą rozmawiać- dodał i wyszedł do łazienki. Stałem chwile w osłupieniu w jego pokoju. Wyszedłem z niego, poszedłem do salonu zabrałem wódkę i zamknąłem się w swoich czterech ścianach.


_____

Przepraszam z góry za tamten rozdział, który jak powiedziała z jedna z Was był poniżej oczekiwań. Nie ma co ukrywać taki był. Mam jednak nadzieję, że ten będzie lepszy. Nie wiem czemu, ale czytałam dziś całą historię od początku do końca. Płakałam na początkowych rozdziałach, a jak bóbr ryczałam już na epilogu. Nie wiem, to pewnie od dużego przywiązania do tej historii.

Jak widzicie powstała zakładka Wasze Historie i tam też prosiłabym, abyście zostawiały swoje linki dotyczące Waszych blogów bądź rozdziałów.

Teraz niespodzianka(?) od głupiej Annie. Będą dwa nowe blogi ode mnie. Pierwszy o M. Kubiaku drugi o G.Kosoku. Podam niżej linki, proszę Was wejdźcie napiszcie co Wam się nie podoba, a ja zmienię+poprawie+ogarnę to na samym wstępie.

G.Kosok
M.Kubiak (POJAWIŁ SIĘ PROLOG)


No i co więcej mogę dodać, zapraszam do czytania no i zostawienia po sobie każdej najdrobniejszej OPINII.

Pozdrawiam Annie

niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział 7

Czym w dzisiejszych czasach jest kłamstwo ? Czy kłamstwo to szeroko rozumiana obłuda która kieruje ludźmi ? Czy dzięki kłamstwie dojdziemy do czegoś ? Czegoś dobrego ? Czy się wzbogacimy ? Czy kłamstwo to może jednak pozytywna sprawa ?  Nie wiem. Nie umiem odpowiedzieć na tamte pytania. Jestem jednak pewna dwóch innych rzeczy. Kłamstwo doprowadziło do tego, że nie jestem już z Tobą. Kłamałeś, że mnie kochasz, a ja Ci głupia wierzyłam. Zatracałam się w Tobie każdego dnia coraz bardziej.  Okazałam się jeszcze gorszym kłamcą od Ciebie. Wykorzystałam Twojego przyjaciela do swoich niecnych, albo raczej szczeniackich zagrań. Przeze mnie straciłeś kumpla. A ja sama straciłam również w Twoich oczach. Pięknych oczach. Zachowałam się egoistycznie, nie powiem, że mi się to nie podobało, bo bym sobie zaprzeczyła. Seks z Karolem okazał się czymś innym. Czymś bardziej szalonym, a może nawet i czymś wyzwolonym.  Nigdy nie myślałam, że będę aż tak zdesperowana, czy szalona by szukać ukojenia w jedno-nocnych przygodach.  Dzięki moim nie do końca przemyślanym słowom skłóciłam nas jeszcze bardziej, dodatkowo straciłam nowo poznanego kumpla. Tak mi się przynajmniej wtedy wydawało.

Trwam z Karolem w pocałunku, który z chwili na chwilę traci na swojej intensywności. Z chwili na chwilę obawiam się jak potoczy się dzisiejszy poranek. Zastanawiam się co na to wszystko powie Karol.

-Dlaczego?- zapytał  z troską w oczach tak łatwo odczytaną środkowy. Nie  myślałam, że kiedyś odkryję tą stronę tego chłopaka.

-Nie pytaj. –powiedziałam. W sumie nie chciałam ciągnąć tego tematu.  Uważałam, że mówiąc o tym Kłosowi okaże się słaba, a ja już nie chciałam użalać się nad sobą.

-Siedzisz na kuchennym blacie w mojej koszulce i wyglądasz w niej tak bardzo seksownie, mam ochotę całować Cię po całym małym i kruchym ciele, ale jesteś byłą mojego przyjaciela. Przynajmniej tak zrozumiałem z waszej ‘romantycznej rozmowy’, wiec tak czy siak należą mi się jakieś wyjaśnienia. Nie uważasz? – Kurdę, w sumie ma racje.  Asertywność to moja słaba strona. Definitywnie. Boje się wracać do tamtych dni. Do tamtych chwil. Boje się drapać i poruszać ledwo co zaschnięte rany. Chłopak po raz kolejny podaje mi rękę, którą ja chwytam. Kierujemy się w kierunku salonu.  Chłopak sadza mnie sobie na kolanach.

-Byliśmy ze sobą pół roku. Był moją pierwszą miłością, a jak wiadomo pierwsze miłości są najtrwalsze. Najtrudniejsze i najciężej o nich zapomnieć, a dokładnie są niezapomniane.- do moich oczu zaczęły napływać pierwsze łzy. Ręce Karola ku pokrzepieniu mojej duszy kręciły kręgi na moich udach-Kochałam, znaczy dalej kocham go najbardziej na świecie. Z nim przeżyłam swój pierwszy raz. Z nim przeżyłam pierwsze kłótnie. Pierwsze odczucie zazdrości. Pierwsze motylki w  brzuchu. Był ze mną zawsze. Jak umarł mój tata. Jak chorowałam. Pewnego dnia miał po mnie przyjechać do szkoły, ale znów zapomniał. Szłam szczęśliwa zmierzając ku jego mieszkaniu. Przemierzając schodki co już po chwili byłam pod jego drzwiami. Zapukałam do drzwi. Odpowiedziała mi cisza. Zrezygnowana usiadłam na jednym ze stopni i wyczekiwałam na niego. Zjawił się po jakiś 40 minutach. Nie chciał mnie wpuścić do mieszkania, ale jak już w końcu przekroczyłam próg dostrzegłam pudła. Wszystko było spakowane. Gdy poprosiłam o wytłumaczenie powiedział, że się wyprowadza i, że mnie nie kocha. Że nigdy nie kochał, że udawał i zaczynał się dusić w tym mitycznym związku. I tak potem spędziłam 4 miesiące na wyleczeniu ran. –powiedziałam to, by potem wtulić się w zagłębienie szyi chłopaka. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach skapując na jego klatkę piersiową i tworzyły na niej mokrą drogę pełną cierpienia.

-Nie płacz, błagam nie warto.-powiedział cicho głaskając mnie po plecach i całując w czubek głowy.

-Wcześniej nie mówił, że się przyjaźnicie. Jak zagadałeś do mnie w tym klubie i kątem oka dostrzegłam jego złączyłam fakty. Przepraszam, że zniszczyłam Twoją przyjaźń z nim. Przepraszam, że wystawiłam ją na próbę. Wiedz, że nie żałuje tego. Jeśli mogłabym cofnąć czas to nadal bym postąpiła tak samo. Nadal bym się z Tobą przespała.

-Daj spokój. Nie masz mnie za co przepraszać. Jako osoba trzecia która poznała tą historię powiem Ci, że Andrzej zachował się jak tchórz i dupek. Nie wiem co nim kierowało. Nigdy nie mówił, że tak z Tobą postąpił. Byłem pewien, że gra fair, okazało się, że ma postrzeganie świata niczym trzynastoletni chłopiec.

-Wiesz, będę się zbierać. Zanim dojadę jakimś busem do Krakowa to chwilę minie. Wiem, że dziś już nie zdążę na uczelnie, ale wiesz muszę wyleczyć kolejnego moralniaka.

-Chyba nie sądziłaś, że po pierwsze wypuszczę Cię z domu bez śniadania, a po drugie, że Cię nie odwiozę do domu

-Dam sobie radę.

-O Boże Mery !-powiedział głośno i nagle pobiegł do łazienki

-Karol co się dzieje ?- zapytałam

-Boże, nie czujesz? Leci Ci krew z nosa. Jezus Maria ja coś Ci zrobiłem. Przepraszam.- słysząc te słowa moje serce zaczęło szybciej bić. Pobiegłam do łazienki. Podniosłam głowę do góry. Po chwili krwawienie ustało. Umyłam buzie. Wyszłam z toalety, śniadanie i  ciepła herbata stały już na stole. Karol podszedł do mnie i się przytulił

-Przepraszam, zakrwawiłam Ci koszulkę. –powiedziałam cicho w tors siatkarza.

-Nic się nie stało. Wszystko już w porządku?- zapytał, a ja znów poczułam się kochana i doceniana. Poczułam, że jestem chociaż troszkę ważna w czyimś życiu. Że nie jestem anonimowa. Że nie jestem obojętna

-Tak wszystko w jak najlepszym porządku – nikle się uśmiechnęłam. Zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy w stronę Krakowa. Czas minął nam praktycznie na śmiechu i opowiadaniu sobie swojego życia. Gdy byliśmy już pod blokiem Karol spoważniał.

-Musisz mi coś obiecać.

-Co Karolku ?

-Pójdziesz do lekarza na badania.- stwierdził

-No nie wiem.

-Mery !-krzyknął.

- No dobrze, pójdę, pójdę- powiedziałam. W sumie sama się przestraszyłam, bo nie wiem co się ze mną dzieje.  Po chwili wymieniliśmy się numerami telefonu pożegnałam się z chłopakiem i udałam się na górę.



Nie wiem co mam myśleć. Nie wiem co mam czuć. Stoję nad rzeką, słyszę jej szum. Nie chce już żyć. Nie chce żyć bez niej.

___
Powiem Wam, że najgorsze jest to, że zaczynam przywiązywać się do tej historii, a jesteśmy praktycznie na finiszu. Nie wiem czy mówiłam, ale zaczęłam pisać nową historię. Kolejną 10 rozdziałową. Ale tym razem ostatnią w mojej 'karierze' bloggerki. Trochę się jeszcze ze mną pomęczycie.

Wróciłam już do domu. Nadrabiam wszelkie zaległości.

Zapraszam do KOMENTOWANIA i ZOSTAWIANIA CZEGOŚ PO SOBIE OPRÓCZ LINKÓW.

Pozdrawiam Annie

sobota, 27 lipca 2013

Rozdział 6

Rozdział 6


Siedząc na mocno umięśnionych karolowych kolanach znów wzięło mnie na bardzo krótke wspominki. Dokładnie mówiąc przypomniałam sobie mój znaczy nasz pierwszy raz. Pamiętam Twoje usta błądzące po moim nagim karku. Spokojne i miarowe ruchy Twoich bioder. Pamiętam każde Twóje poczynanie tamtejszej nocy względem mnie. Nocy przepełnionej miłością. Pragnieniem. Pożądaniem. Namiętnością. Pamiętam też inne nasze 'razy' były inne, ale mimo tego nadal niezapomniane. Idealne. Fascynujące. Nasze.
Mam już dość wspominania. Znów rozglądam się po lokalu. Widzę Cie opartego o framugę drzwi. Patrzysz na mnie szklącymi się  oczami, ale ja mam Cię głęboko w powarzaniu 'Endrju'.  Nachyliłam sie nad środkowym i powiedziałam mu na ucho lekko je przygryzając:

-Idziemy potańczyć, czy nadal będziemy tak siedzieć - środkowy grający z szóstką na piersi w Bełchatowskim klubie spojrzał na mnie i nic wcześniej nie powiedziawszy poderwał się na równe nogi wyciągając do mnie pokaźnej wielkości dłoń. Skwitowałam to lekkim uśmiechem. Złapałam go za rękę. Wtedy dotarło do mnie, że już nic nam nie przeszkodzi. Nawet Ty. Znów zatapiamy się w tanecznym wirze. Nie liczy się nic co nas otacza. Ważna jestem ja i każda moja erotyczna zachcianka. Znów mocne ramiona chłopaka unoszą mnie do góry. Nogi samowolnie otaczają biodra Karola, ciało wygina się w triumfalny łuk, biust wypchnięty do przodu razi wrok toważysza. Wiem, że patrzysz i cholernie mi z tym dobrze.

-Gdzie mieszkasz ?-pytam nowo poznanego brązowookiego oczekując szybkiego refleksu i satysfakcjonującej mnie odpowiedzi.

- W Bełchatowie-odpowiedział z uśmiechem na ustach, lecz nie tym który przed momentem tak bardzo mi się podobał. Zadziorny uśmiech i błysk w oku namalowane były na ustach Kłosa.

-Za ile moglibyśmy być u Ciebie ? - zadaje pytanie równie zadziornie, przejeżdżając językiem po górnej wardze.

-Jakbym jechał szybko to za jakąś godzine, ale mam współlokatora -powiedział. Myślał, że się zraże. Nic z tych rzeczy. Tym bardziej się wznieciłam.

-Kotku, a jakbyś jechał bardzo szybko ? - Chyba Andrzejku dzisiejszej nocy się nie wyśpisz, prawda? No chyba, że pójdziesz sobie gdzieś do swoich koleżanek, a ja w tym czasie zabawie się z Twoim 'przyjacielem' słowa te dudniły mi w głowie. Powtarzałam je jak mantrę. Będę Ci wbijać małe i ostre sztylety w serce niby przepełnione miłością do mnie.

-45 minut- odpowiedział, a ja jak na zawołanie niczym pijawka wpijam się w jego usta. Jezu, kto tego chłopaka nauczył całować. Nie robi tego deliktanie. Nie boi się, że stanie mi się krzywda. Jest ostry. Perwersyjny. Męski. Intyrguje mnie. Chce więcej, ale nie będę się z nim dziko pieprzyć w brudnym klubowym kiblu. Musisz mnie Andrzejku przecież zobaczyć w koszuli przyjaciela rano w kuchni popijającą napój o brunatnej nazwie potocznie zwany kawą. Musisz widzieć jak wyuzdanie całuje się z Twoim klubowym kolegą. Musisz widzieć jak bardzo Cię nienawidzę. Po chwili odrywam się od gorących ust chłopaka. Zdaje sobie sprawę, że zaraz możemy nie dojechać do energetycznej stolicy naszego kraju, ale raz się żyje.

-Więcej w domu-mówię zalotnie. Chłopak podaje mi dłoń i momentalnie siedzimy w samochodzie. Karola nagle przestał interesować klubowym kolega. Liczyło się tylko chwilowe pożądanie wytworzone między nami. Samochodowy licznik wskazuje na prędkość blisko 200 kilometrów na godzine. Adrenalina uderza mi do głowy. Po 50 minutach stoje przywarta do ściany Twojego Andrzejku mieszkania. Ubrania są ze mnie zerwane. Przenosimy się do sypialni chłopaka. Przejmuje inicjatywe. Pchnęłam go na pokaźne łóżko, a sama stoję przed nim w samej bieliźnie. Powoli zrzucam z ramion cienkie ramiączka biustonocza. Moje ręcę wędrują już na klatkę piersiową środkowego. Biodrami ocieram o jego męskie miejsce, które ledwo trzyma się na wodzy. Jego szybki ruch powoduje, że leżę pod nim. Szybko uporał się z czarnymi majtkami,które znalazły się w kącie pokoju. Zaraz za nim zerwany został ze mnie stanik. Ja w tym czasie pozbyłam się jego majtek.Szybkim i mocnym ruchem przenosił mnie do innego świata. Czułam się jak stara komórka której właśnie ściągano simlocka.  Moje jęki i wycie dobiegają do każdego najmniejszego zakątka Bełchatowa. Jest mi dobrze.  Nie ma teraz romantycznego scenariusza, który mówi, że zmęczeni uniesieniem zasypiamy w swoich ramionach. Może i Karol chciałby spać, ale mi jeden orgazm dzisiejszej nocy kompletnie nie wystarcza. Tamtejszej nocy działa się orgia. Dzika orgia podczas której przeżyłam 4 szczyty. Moje własne Mount Everesty. Rano obudziłam się. Znaczy słońce przedzierające się przez zasłonki mnie obudziło. Mój kochanek smacznie sobie jeszcze spał. Wypełznełam spod ciepłej kołdry. Udałam się do kuchni zakładając wcześniej karolową koszulę. Nogi poprowadziły mnie do aneksu kuchennego. Nalałam sobie kawy po czym usadziłam nagie pośladki na kuchennym blacie. Po chwili w pomieszczeniu zjawia się nocny towarzysz. Podchodzi do mnie by wtopić się w moje usta znów oplatam go nogami w biodrach. Mój plan mający tytuł 'orgazm' popsułeś Ty nagle wyłaniajac się z pokoju. Nie przerywaliśmy sobie. Przerwałeś nam Ty.
Andrzej powiem Ci jedno słowo 'SPIERDALAJ'

Widziałem co mu robiła. Przygryzała płatek jego ucha. Ruszyli na parkiet. Wiem, że ona go kokietuje. Że chce się na mnie odegrać i skutecznie to robi. Krew mnie zalwa. Nic nie mogę zrobić. Nie mogę powiedzieć jej prawdy. Całuje go. MOJA kochana Mery całuje MOJEGO najlepszego kumpla. Kurwa co się dzieje. Muszę iść do łazienki. Gdy wracam nie mogę ich nigdzie znaleźć. Nie widzę, też dziewczyn z którymi przyszła Marika. Pewnie poszły do domu. Mam nadzieje, że moje słoneczo jest bezpieczne. Dzięki mojemu niby przyjacielowi muszę iść na pociąg, by wrócić do domu. Okazało się, że na krakowskim dworcu muszę czekać godzinę na mój środek transportu. Do domu docieram około 6 rano. W mieszkaniu panuje cisza. Idę do siebie i momentalnie zasypiam. Rano budzę się, bo ktoś strzela szafkami. Ktoś, Karol który jak się wyśpi nie zważa na innych domowników. Wyłaniam się z pokoju. Widzę ją w jego koszuli całujących się. Mery nic nie robi się z mojego widoku. Chyba jest zadowolona, że to widzę. Muszę to przerwać.

-Prosiłem Cię, kurwa żebyś tego nie robiła- mówię do niej z wyżutem. Ta gdy odrywa się od Karolowych ust śmieje się do mnie szyderczo.

-Mam Cię w dupie Andrzejku. To co mówisz mnie nie dotyczy. Powiedziałeś mi, że mnie nie kochasz, a ja CI powiedziałam, że mam ochotę na Twojego kumpla. Ja zawsze biorę to na co mam ochotę.  - odpowiedziała, a ja już miałem ochotę wylać na nią kubeł zimnej wody. Chciałem ją błagać, żeby znów zmieniła się w starą miłość mojego życia. 

-Ale mogłaś pieprzyć się z każdym chłopakiem na tej cholernej dyskotece. Czemu akurat musiałaś wybrać jego? -zapytałem. Biedny Karol przysłuchuje się naszej rozmowie. Jest zdezorienotwany. 

-Pieprz się Andrzej- odpowiada i znów oplata nogami mojego kumpla i całuje go niczym tania przydrożna dziwka. Obracam się na pięcie zakładam buty i wychodzę z mieszkania. Nogi kierują mnie do parku. Czemu ja jej nie powiedziałem na samym początku, że jej matka mnie szantarzuje. Miałem 18 lat kiedy moja ówczesna dziewczyna zaszła w ciąże. Poroniła. Fizycznie jej organizm nie wytrzmał tego, że pod jej sercem rośnie moja latorośl. Potem nie mogliśmy się już dogadać. Ja poznałem Mery i wszystko się zmieniło. Rozstałem się z Anią. Matka Mariki dowiedziała się, że mogłem zostać ojcem. Dowiedziała się, że pomagam tamtej dziewczynie dojść do siebie. Kazała mi odejść od Mariki. Uznała, że to ją zniszczy. Powiedziała mi również to, że jeśli nie zerwę z jej córką to podzieli się moją tajemicą z mediami. Mówiła, że Mery nie wytrzyma tego szumu jaki zrobi się w okół mojej osoby i tak czy siak ode mnie odejdzie.  Nie wiem, czemu nie porozmawiałem z nią wtedy. Nie wyjaśniłem. Jestem zwykłym skurywsynem.


_____
Przepraszam za to co jest na górze. Tak nie podoba mi się ten rozdział, że szok. 
Zapraszam do komentowania. Zostawcie coś po sobie. 
Wasze blogi nadrobię koło środy, bo będę już w domu. Przepraszam, za swoją nieobecność. Rozdział pisany na biegu i dodawany równie szybko z tego względu, że przez moment złapałam dostęp do laptopa. 

Jeszcze raz przepraszam za nieobecnosć i za ten syf który jest wyżej. Jeszcze 3 rozdziały i epilog. Następnie nowy projekt o Kubiaku.

Pozdrawiam Anka.

środa, 17 lipca 2013

Rozdział 5



Rozdział 5


Hipis niby osoba wyzwolona, żyjąca wraz z naturą. Jest sobą.  Nie wiem czy ja jestem sobą. Nie myślę już o Tobie. Żartowałam?  Też się uśmialiście. Teraz tak na serio zdarza mi się, że przelecisz mi przez myśli, ale to nic.  Na studiach idzie mi nawet dosyć. Mogło by być lepiej, nie chce już narzekać. Poznałam dziewczynę o imieniu Nadia jest z Ukrainy. Dowiedziałam się o tamtejszym postrzeganiu świata. W sumie jest bardzo podobny do mnie. Ich kultura jest niby kolorowa ale i cicha w jej oczach. Wszystko jest wyważone. Ludzie boją się mówić to co myślą, przez ogólno panujący totalitaryzm, mimo że Ukraina jest państwem demokratycznym. Przyjechała do Polski by poczuć się wolną. By poczuć się kochaną. By poczuć się wyzwoloną. Wyzwoliła i mnie. Nie jestem już taka cicha. Nie jestem już taka nieśmiała. Byłam, a nie jestem. Nie  żałuje tego. Dziś mamy wybrać się  do jednego z krakowskich klubów. Fashion znajduje się przy ulicy Kościuszki. Anka idzie z nami. Ogólnie to jesteśmy nastawione na poznanie miłych panów. Co z tego, że od naszego rozstania nie byłam nigdzie. Jakoś mi tak dziwnie. To nic. Nadia ma do nas wpaść, by pomóc mi się wyszykować. Nie miałam ani szpilek, ani sukienki. Mam nadzieję, że jakoś dziewczyny poradzą sobie. Nigdy nie byłam ładną dziewczyną. Nigdy nie miałam na sobie kilograma tapety. Nigdy nie byłam bezczelna, ani perswazyjna. Dziś spróbuje moich sił. Dziś stanę się inną Mery. Wyzwoloną. Wyuzdaną. Kilka minut przed 20 zjawiła się Ukrainka z wieloma pudełkami i torbami, w których jak się okazało były ubrania, buty, kosmetyki. Poszłam się wykąpać. Wróciłam z mokrymi włosami, by spocząć na łóżku i poddać się euforii dziewczyn. Przez około 40 minut byłam obiektem testowym.  W sumie dobrze ,że Nadia przyniosła te rzeczy, bo bym nie miała się w co ubrać. Okazało się, że mamy taki sam rozmiar i ubrań ale i butów. Gdy stanęłam w lustrze by zobaczyć efekt końcowy to oniemiałam. Właśnie wtedy poczułam owoc metamorfozy. Wtedy odcięłam się od przeszłości. Moje czekoladowe włosy były rozpuszczone i lekko podkręcone. Na twarzy naniesiony miałam podkład, oczy natomiast były podkreślone kredką oraz czarnym tuszem, wargi wyróżniały się krwistym odcieniem.  Na szyi wisiał ciężki czarny naszyjnik. Moje ciało ozdabiała czarna sukienka z dosyć pokaźnym dekoltem kończąca się lekko za pupą. Na nogach spoczęły wysokie lakierowane czerwone szpilki. Byłam dumna z dzieła. W naszym mieszkaniu wypiłyśmy kilka głębszych by zaprawić się w imprezie i około godziny 22 ruszyłyśmy do klubu. Znalazłyśmy się w oparach dymu i kolorowych świateł. Nie wiedziałam, że mogę tak działać na mężczyzn, że mogę pociągać i zniewalać. Że mogę być czyimś obiektem pożądania. Kiedy kolejny tanieć pełen erotyki dobiegł końca usiadłam przy barze by uspokoić wyraźnie szybciej pracujące serce. Znów kręciło mi się w głowie. Tym razem wmówiłam sobie, że to wina duchoty i wypitego alkoholu. Wracając do siedzenia przy barze. Nie trwałam długo w samotności, dosiadł się do mnie młody chłopak o zniewalających tęczówkach i uśmiechu. Dziewczyn oczywiście nie było, bo szalały na parkiecie. W sumie to nie myślałam, że Kraków okaże się nocną i taneczną stolicą Polski. Było po prostu idealnie. Chłopak nadal siedział obok mnie i dotrzymywał mi towarzystwa. Czułam się bezpieczna, mimo że się nie znaliśmy. Nie wiedziałam, że ów mężczyzna zmieni moje życie i po raz kolejny przypomni mi o Tobie. Nawet nie wiedziałam, iż będziesz w tym cholernym klubie i zadasz kolejny cios prosto w moje ledwo pozszywane serce. Nagle mój towarzysz przerywa błogą ciszę.

-Cześć jestem Karol-powiedział znów ukazując rząd swoich jasnych ząbków. Przypomniało mi się stwierdzenie ‘ząbki jak perełki’ i jest tu jakaś prawda, bo chłopak miał równiutkie i zniewalające siekacze.

-Marika. Miło mi- uśmiechnęłam się do chłopaka przyjaźnie. Teraz natomiast dla odmiany tonęłam w jego oczach. Świdrowały po moim całym ciele, niemal mnie rozbierając.
-Niespotykane imię. Piękne. Jak i jego właścicielka-czułam, że na moje policzki wkrada się wielki i gorący rumieniec. Znów zapadła cisza.
-Jesteś tu sam czy z przyjaciółmi – zapytałam, a po chwili ganiłam się w myślach za tak bezsensowne i durne pytanie. Czułam się zażenowana.
-Jestem tu z kolegą, ale znając go już jest w kiblu z jakąś małolatą. Ostatnio rozstał się z jakąś dupą i non stop chodzi naburmuszony i stara się zaliczać wszystko co żyje i nie ucieka po drzewach – dodał. Momentalnie przewróciłam oczami. Co za dupek. Ładnie się pociesza. Nie dziwie się ,że dziewczyna z nim zerwała. Która by chciała takiego amanta. Osiedlowego ruchacza.- Zatańczymy ?- zapytał po chwili mojej konsternacji
-Oczywiście-powiedziałam kładąc swoją dłoń na jego wyciągniętą. Zaprowadził mnie na środek parkietu. Trwaliśmy w jakiejś odrębnej rzeczywistości. W swoim świecie. Dochodziła do nas tylko muzyka. Szybka. Energiczna. Nagle poczułam jego dosyć pokaźne dłonie na pośladkach i wcale temu nie protestowałam a wręcz przeciwnie jeszcze bardziej go kokietowałam. Nagle nasz spokój został zerwany i  chłopak został ode mnie odepchnięty.
Straciłam z pola widzenia Karola. A zauważyłam Ciebie. Zaciśnięte pięści. A Twój wzrok przeszywający mnie nadto opiekuńczy i troskliwy. Postanowiłam Cię olać, tak jak Ty swego czasu olałeś mnie. Podbiegłam do leżącego na podłodze Karola. Pomogłam mu wstać. Przeprosiłam i wyszłam z klubu. Moje ciało omiótł chłodny powiew wiatru. Po chwili na moim ramieniu spoczęła dłoń. Mimo, że nie wiedziałam kto jest właścicielem pokaźnej wielkości dłoni to moje ciało przeszedł dreszcz. Ten sam który czułam podczas naszego pierwszego pocałunku czy pierwszego razu.  Dreszcze urządzały sobie na moim ciele ładny deptak do spaceru. Tak bardzo chciałam uciec z pod tego klubu. Wymazać ten wieczór z pamięci. Kiedy praktycznie już o Tobie nie myślałam, to znów pojawiłeś się  znienacka w moim życiu. Na moich już dosyć zmarzniętych kłykciach pojawiła się czyjaś bluza. Tonęłam w toni jej perfum i wtedy poznałam, że właścicielem bluzy oraz ręki byłeś Ty. Łzy mimowolnie zebrały się w kącikach oczu. Odwróciłam się w Twoją stronę. Zsunęłam bluzę i oddałam Ci ją.

-Po co tu przyjechałeś?- zapytałam środkowego z wielkim wyrzutem. Miałam ochotę go rozszarpać gołymi rękoma, ale z drugiej strony chciałam znów poczuć Twoje ciepło.
-Nie wiedziałem, że tu będziesz. Jak byliśmy razem nie chodziłaś tak wyzywająco ubrana. Nie szlajałaś się nocami po klubach. – bronisz się czy raczej mnie atakujesz. To czym teraz jestem jest przez Ciebie. Nie jestem Mery jestem jej tanią podróbą.
-Nie będziesz mi mówił jak mam chodzić ubrana. Mogę robić to co chcesz. Mogę być i tanią dziwką. Mogę się przespać z każdym napotkanym facetem. Mogę się przespać z Karolem jeśli tego tylko będę chciała. Nie masz prawa mieszać się w moje życie, bo sam je zniszczyłeś. Pozwoliłeś na to, abym się załamała. Wydarłeś moje serce i patrzyłeś jak się wykrwawiam. Jak upadam na kolana. Jak umieram. Jesteś z siebie zadowolony Andrzej?!- zapytałam. Teraz czułam w sobie siłę, by powiedzieć Ci to wszystko o czym myślę.  O tym co rozwalało mnie od środka.  Przez dłuższą chwilę nic nie odpowiadałeś.  Miałam ochotę odejść jednak złapałeś haust powietrza.
- Nie wiesz co krąży po głowach tych facetów. Patrzą na Twój tyłek. Chcą Cię wykorzystać. Rano wyjdą tak, że nie usłyszysz. Martwię się o Ciebie. Nie przeżyłbym, gdyby stała Ci się jakaś krzywda. –powiedział. Nie miałam siły słuchać jego durnych tłumaczeń
-Martwisz się o mnie, Ty się o mnie martwisz. Ty chyba kpisz z siebie i ze mnie. A może ja chce być wykorzystana. Chce być pieprzona do utraty tchu? Nie jestem już Mery którą znałeś. Jestem osobą, która nadal Cię kocha, ale i osobą którą nie będzie oglądała się już wstecz. Teraz wybacz, ale idę do klubu, by wyjść z niego z Karolem.-powiedziałam zalotnie. Chciałeś mnie zatrzymać. Złapałeś mnie za rękę. Znów ten cholerny dreszcz. Przyciągnąłeś mnie do siebie. Nasze twarze niemal się stykały. Musiałam to zrobić. Wiedząc, że  to jest ostatnia możliwość. Ostatni raz. Nasze ostatnie pożegnanie. Musnęłam Twoje usta, mocno spragnione mojej obecności. Początkowo nie wiedziałeś co robię. Oddałeś pocałunek. Gdy zaczął przeradzać się w coś bardziej namiętnego oderwałam się od Ciebie.
-To było nasze pożegnanie. Teraz wynoś się z mojego życia raz na zawsze. Żegnaj Andrzej-mówiąc to znów płakałam. Weszłam ponownie do klubu. Wzrokiem odnalazłam Karola. Podeszłam do niego i od razu usiadłam mu na kolanach. Znów czułam się dobrze. Ten chłopak miał w sobie coś co mnie do niego przyciągało. Może nienaganny uśmiech. Może … To nie była w żadnym wypadku chęć odreagowania za spotkanie z Wroną.  Nic z tych rzeczy. Chciałam być wolna. Tak też było. Nie martwiłam się o dziewczyny. Nawet ich nie szukałam. Wiedziałam, że dadzą sobie radę, beze mnie.



Zobaczyłem ją. Była taka piękna lecz inna. Ubrana była jak nie ona- strasznie wyzywająco. Oczy nie miały swojego blasku. Teraz w myślach dziękuje Karolowi za to, że mnie tu zabrał. Mogę ją przez chwilę zobaczyć. Widzę również facetów patrzących na nią jak na dmuchaną lale o imieniu Pamela. Gotuje się we mnie na samą myśl.
-Andrzej patrz jaka kicia siedzi przy barze-powiedział przyjaciel wskazując na Mery. Fala gorąca po raz kolejny przetoczyła się przez moje ciało. Ręce zaczęły drżeć.
-Stary, chyba Cię posrało-powiedziałem lekko zdenerwowany. Jeszcze do tego dojdzie, że pójdzie ją podrywać
-Dobra, morda krótko idę ja wyrwać. Rano będzie gramolić się z mojego łóżka, albo ja z jej.-no miałem ochotę przywalić mu w ten wstrętny i parszywy ryj. Co on sobie wyobraża. Zanim zdążyłem coś odpowiedzieć jego już nie było. Obserwowałem ich. Zaczęli tańczyć. Kiedy zauważyłem jego oblazłe dłonie wędrujące na jej pośladki nie wytrzymałem. Podszedłem do nich i zwyczajnie go pchnąłem. Nie wiem czy on wiedział, że to zrobiłem. Mery pomogła wstać temu Judaszowi spojrzała na mnie i po prostu wybiegła z klubu. Stałem chwilę oszołomiony, ale udałem się za dziewczyną. Położyłem dłoń na jej ramieniu, o dziwo nie strąciła jej. Moja bluza wylądowała na jej zimnych i bladych ramionach. Odwróciła się. Powiedziała mi to co myśli. Pękałem od środka widząc po raz kolejny jej łzy. Nie wierzyłem, że to dzięki mnie i moim działaniem osoba którą kocham nad życie stała się kimś kogo za żadne skarby świata nie mogę poznać. Stała się obca. Zimna. Oschła. Złapałem ją za rękę. Łzy zaczęły kłębić się pod moimi powiekami. Nagle stało się coś czego nie spodziewałem się. Większym  prawdopodobieństwem było to, że walnie mnie piorun, a nie to, że Mery złoży na moich ustach pocałunek. Nasze języki po chwili toczyły walkę pełną tęsknoty oraz miłości. ‘To było nasze pożegnanie’ te słowa huczały z ogromną siłą w mojej głowie. Weszła do klubu. Ja po chwili również przekroczyłem próg budynku. Uderzyło mnie gorąco i muzyka. Omiatałem klub wzrokiem. Znalazłem ją. Siedziała Karolowi na kolanach. To co po chwili zrobiło utwierdziło mnie, że nadal ją kocham. Utwierdziło mnie również, że nie będziemy już razem. Ona mi nie wybaczy. Jestem takim dupkiem. Skurwielem. Debilem.

____
Połączyłam dwa rozdziały. Bo w mojej głowie zrodziło się przyspieszenie akcji no i dodanie jeszcze jednego rozdziału, a że rozdziałów ma być 10 to połączyłam dwa. 
Widzicie Merka się pozbierała, stała się zimna, a Andrzej wywrócił jej życie do góry nogami znów.
Nie ma mnie. Rozdział dodaje się automatycznie. Przepraszam, że nie czytam ale nadrobię jak będę w domu. Zapraszam do komentowania. Zostawiania po sobie byle znaku. To cieszy jak cholera. 
Pozdrawiam ze stolicy Małopolski.  Anka ! 

piątek, 12 lipca 2013

Rozdział 4

Rozdział 4


Rysiek Riedel śpiewał, że w naszym życiu ważne są tylko chwile. Ulotne. Powinniśmy czerpać z życia jak najwięcej. Pełnymi garściami. Powinniśmy wszystkiego próbować. Siedzę na bydgoskiej starówce i zastanawiam się znów nad tym wszystkim. Znów mam wrażenie ,że życie ucieka mi przez palce. Chce żyć, każda próba życia bez Ciebie kończy się fiaskiem. Dlaczego ? Kocham Cię i nie łatwo jest się wyleczyć z miłości. Miłość to nie grypa.  Nie zażyje antybiotyku i nie zrobi mi się lepiej. Może jakbym się zaćpała to przyniosło by mi to krótkotrwałą ulgę. No właśnie krótko trwałą. Mimo, że minęło jakieś 15 dni od naszego rozstania ja ciągle się zastanawiam jak się czujesz. Czy jest Ci dobrze w tym Bełchatowie? Czy koledzy Cię zaakceptowali ? Czy masz ładne mieszkanie i dziewczynę ? Bo zostawiłeś mnie dla innej? Wiem, że teraz robię z siebie ofiarę losu. Bo tak łatwo mnie złamałeś jak zapałkę.  Wracam do domu. Pakuje się. Znaczy pakuje rzeczy które jeszcze został, bo część rzeczy pojechała już kurierem do stolicy Małopolski. Dostałam mieszkanie w centrum Krakowa zwanego Zwierzyńcem. Zamieszkam tam z moją kochaną Ania. Moi rodzice podobnie jak rodzice Anki byli dosyć dobrze postawionymi urzędnikami bydgoskiej prokuratury, jednym słowem nie musieliśmy się martwić czy starczy nam do przysłowiowego pierwszego. Miałam co chciałam, ale to nie zrobiło ze mnie egoistki. Ludzie ,a dokładnie koleżanki często wykorzystywały to ,że jestem bogata i że nie jest to dla mnie problem by zabrać je do knajpy czy do kina. Ten punkt widzenia zmieniła we mnie Anka, która dosadnie opowiedziała mi moją historie i nauczyła innego postrzegania ludzi i świata. Potem poznałam Ciebie. Moje oczko w głowie, gdy byliśmy razem naprawdę nie liczyło się nic. Czas. Przyjaciółka. Rodzina. A Ty, Andrzeju jednego dnia zepsułeś wszystko. Nas . Niczym pstryknięciem palców przekreśliłeś wszystko. Dziś jestem na tyle silna, żeby powiedzieć Ci w twarz, że jesteś pieprzonym egoistą. Wielkim siatkarzykiem. Jesteś nawet nie mężczyzną jesteś tchórzem i zwykłym skurwielem. Nienawidzę Cię. Jutro wyjeżdżam do Krakowa i zamykam dział w moim życiu zwanym naszym związkiem. Staje się zwykłą zimną dziewczyną, która będzie miała każdego którego zapragnie.  Muszę się przyznać jeszcze przed samą sobą, że dzieje się ze mną coś niedobrego. Dziś znaczy wczoraj w nocy leciała mi krew z nosa. Wytłumaczyłam to sobie tym, że ostatnio mało jadłam, a dużo się denerwowałam. Bardzo dużo. Znów minęło kilka dni. Dokładnie 20 odkąd nie jesteśmy razem. Dziś wyjeżdżam do Krakowa. Dziwnie się czuje pod względem psychicznym jakbym wyszła z psychiatryka i wkraczała do nowego społeczeństwa wcześniej mi nie znanego. W mojej głowie bije się wiele emocji strach, obojętność, empatia. Stałam się cholernie empatyczna do wszystkich. Nawet do taksówkarza któremu rzekomo zdechł pies niemal płakałam z nim w aucie podczas podróży do mojego lokum.
Minęło już 28 dni od naszego rozstania. Jestem już studentką. Nocne krwotoki nie ustają ,czasami zdarzają mi się zawroty głowy. Ale to wszystko przez zabiegane życie. Ciągle uczelnia dom biblioteka no i nauka. Nie jestem typową studentką pijącą dzień w dzień. Nie jem tylko zupek chińskich. Staję się trochę kujonkiem. Bez dawnego blasku. Nie ma we mnie życia. Uśmiech jest sztuczny, bo już dawno nie mam powodu do szczęścia. Jest mechaniczny. Nie ubieram się tak jak kiedyś. Nie przyciągam wzroku mężczyzn. Ale przestałam myśleć o Tobie tak często. Owszem zdarza mi się to jeszcze zazwyczaj przed snem. Wracam do chwil w których było nam tak dobrze, bo chce przynajmniej w dziwnym odczuciu zasnąć. Szczęściu pomieszanym z głupotą, bo przecież wiem że my już nie powrócimy. Bo nas już nie ma i nigdy nie będzie. Też to nie zmienia faktu, że strasznie tęsknie. Jestem tak strasznie niekonwencjonalna.  Problematyczna. Nie mogę wyrzucić Cię z mojej głowy. Siedzę z podkulonymi nogami pod brodę na parapecie słuchając muzyki i nagle do moich uszu dopływa dźwięk. Mój mózg przetwarza słowa, które momentalnie stają się moim nowym mottem ‘Żyj z całych sił i uśmiechaj się do ludzi ,bo nie jesteś sam. Żyj nocą śnij niech zły sen cię nigdy więcej nie obudzi. Teraz śnij. Niech dobry Bóg zawsze Cię za rękę trzyma kiedy ,kiedy ciemny wiatr porywa spokój siejąc smutek i zwątpienie. Pamiętaj ,że jak na deszczu łza cały ten świat nie znaczy nic, a nic. Chwila która trwa może być najlepszą z Twoich chwil. Idź własną drogą. Bo w tym cały sens istnienia żeby umieć żyć. Bez znieczulenia. Bez niepotrzebnych niespełnienia myśli złych…’ i tak po raz kolejny Rysiek nauczył mnie jak żyć. Czas wziąć sobie tą radę do serca i zacząć żyć nie patrząc w przeszłość. 


Z dnia na dzień dochodzę do wniosku , że nie umiem żyć bez niej. To ona była moim motorem napędowym. Ona uczyła mnie życia. Jej samo siedzenie na szafce w kuchni sprawiało , że dzień przebiegał pod innym rysem. Miał inny scenariusz. Teraz chodzę ciągle nabuzowany. Sypiam z byle lepszą spotkaną w klubie laska , by choć na chwilę zapomnieć o niej. Łudzę się  ,że któraś może ją zastąpić. Żadna nie jest na tyle ładna i inteligentna by dorównać Mery. Nie ma dnia w którym nie myślę jak ma się moje słoneczko. Nie wiem gdzie teraz mieszka  ,bo dowiedziałem się  ,że w Bydgoszczy już nie. Wspominała  ,że ma składać papiery na uniwerek do Poznania. Gdybym nie posłuchał wtedy jej matki teraz pewnie byłaby ze mną w tym Bełchatowie i studiowałaby w Łodzi czy Krakowie. Tak bardzo mi jej brakuje. W sumie nie rozumiem jej matki , która wolała wybrała cierpienie dla swojego dziecka, a ja jak głupek pomogłam jej ziścić ten plan. Stałem się marionetką w tym pieprzonym teatrzyku , który zrobił ze mnie egoistę i gówniarza. W klubie idzie mi tak średnio. Już wcześniej mówiłem  ,że znalazłem wspólny język z Karolem. Super gość. Też niedawno rozstał się z dziewczyną wiec nie jestem sam w swoich przemyśleniach. Zaczynam bać się wszystkiego. Nie wiem jak mam żyć. Nie wiem jak mam istnieć bez niej.

___
Miałam dodać we wtorek, ale jest dziś bo wyjeżdżam i rozdział będzie dodany po moim powrocie. Już 5. z bardziej rozkręconą akcją.
Głowa mnie boli od płaczu po meczu. Biedny Winarek, któremu odmawiano pomocy i sam na własną rękę musiał zrobić badania. Oczywiście miał wsparcie trenera. No nic. Szykujemy się na ME i będzie dobrze. Musi być. Dziękuje Ci Piotrusiu i Kosko kochana za tą Ligę Światową. Byliście najlepsi.
Zapraszam do komentowania. Bo niebawem (za całe 6 rozdziałów) epilog. 
Pozdrawiam Anka

poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział 3


Rozdział 3

   Budzę się rano i nerwowo sprzątam mieszkanie, by chodź na kilka chwil moje myśli odbiegły od wyników rekrutacji i przede wszystkim Ciebie. Mieszkanie już lśni, a wyników dalej jak nie było tak nie ma. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Idę do pokoju siadam na łóżku znów moje źrenice udają się w kierunku naszego zdjęcia. Ale nie mam siły już płakać. Nagle do moich uszu dochodzi dźwięk nowej wiadomości oznaczającą iż dostałam nowego maila. Podnoszę się. Nagle straciłam grunt. W głowie okropnie mi się kołuje. Opieram się z impetem o drzwi które momentalnie się zatrzaskują. Po chwili wszystko wraca do normy. Boję się otworzyć ten list. List który zmieni moje życie czy tak czy tak. Z drżącą ręką otwieram wiadomość. Czytam. Serce dudni jak oszalałe. Momentalnie brzuch zaczyna mnie boleć. Jednak po chwili ogarnia mnie euforia. Niepohamowane szczęście. Mam ochotę krzyczeć, ale już nie przez Ciebie.  Innymi słowy dostałam się. Dostałam się na UJ. Już od października zostanę pełnoprawną studentką historii. Anka przecież też składała podanie. Ciekawe czy się dostała. Jedynym sposobem aby to sprawdzić jest wykonanie do niej połączenia. Tak też robię.

-Halo Anka. I co były już wyniki-pytam jak gdyby nigdy nic. Oczekując odpowiedzi

-Były.-powiedziała cicho, bez emocji.

-No i jak, no i jak –dopytywałam się wyczekując najgorszego.  Wiedziałam, że sama nie poradzę sobie w nowym mieście. Muszę ją mieć przy sobie. Teraz kiedy Ty zostawiłeś mnie samą w tym cholernej Bydgoszczy.-Dostałam się- odpowiada, a po chwili krzyczycie i śmiejecie się obie do słuchawki aparatu telefonicznego. Tak bardzo się cieszysz ze szczęścia przyjaciółki, że niemal zapominasz jej powiedzieć o swojej sensacji. Gdy się o tym dowiadujesz to krzyczymy jeszcze głośniej. Tak bardzo się cieszysz, że będziesz miała mnie przy sobie. Obliczamy momentalnie, że nie tak daleko mamy do Bełchatowa i Rzeszowa. Czyżby nowe wycieczki ? Nowe znajomości ? Nowe wspomnienia? Mam nadzieje, że nigdzie tam nie trafię na Ciebie. Kolejne dni mijają mi na pakowaniu najprzeróżniejszych pudełek w których znalazły się rzeczy niezbędne do dalszego życia. Znalazło się też pudło z Twoimi rzeczami które podobnie jak pozostałe wylądowały w osiedlowym zsypie. Po tych wszystkich dniach wiem, że odebrałeś mi kawałek życia. Kawałek serca. Kawałek mnie ze sobą. Wiem, że jestem teraz łatwa do złamania. Każde słowo mnie dołuje. Wiem również to, że mimo wszystko każdego dnia uczę się funkcjonować bez Ciebie. Staje się silniejsza. Silniejsza jak nigdy dotąd. Szczerze to nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie ale muszę wziąć kredki i napisać, rozrysować swój nowy scenariusz na moje dalsze być albo nie. Scenariusz zdecydowanie bez Twojego epizodu. Mama z wielkim entuzjazmem przyjmuje wiadomość, iż niebawem wyfrunę z ciepłego rodzinnego gniazda do daleko osadzonego Krakowa. Powiedziała mi, że będzie wspierać i zawsze kochać. Tak niewiele słów a jak bardzo podniosły mnie na duchu po tym wszystkim. Powoli zaczynam wierzyć, że kiedyś będzie dobrze. Zawsze po burzy wychodzi słońce. Zawsze po kłótni należy się pogodzić. Zawsze po zerwaniu należy zapomnieć.




Pakuje ostatnie walizki do bagażnika mojego samochodu. Samochodu który za pomocą moich nóg wywiezie mnie na drugi kraniec Polski. Wywiezie mnie od największego szczęścia kroczącego po tej Ziemi. Wywiezie mnie od Ciebie. Nie ma dnia, abym nie myślał jaki jestem głupi. Należało z Tobą pogadać. Może bylibyśmy razem. Lecz nie ja wolałem słuchać Twojej matki. Zawsze wiedziałem ,że nie przepada za mną i za nami jako parą. I ziścił się jej plan. Wyjeżdżam do tego cholernego Bełchatowa i próbuje o Tobie zapomnieć. O Twoim głosie. Uśmiechu. O tym jak marszczysz nos gdy się denerwujesz. Nie wiem co mam zrobić sam ze sobą. Mimo ,że nie spotykaliśmy się długo to tak bardzo uzależniłaś mnie od siebie. Wsiadam i jadę. Chce przestać o tym myśleć. Zadręczać się. Wiem, że postępuje jak gówniarz bo po prostu uciekam. Nie dałbym rady być tu. Uwierz mi Mery.  Po kilku godzinach jazdy jestem w Bełchatowie. Mieszkam z kumplem. Dni ciągną się w nieskończoność. Karol staje się dla mnie jak brat. Opowiadam mu o Tobie. Nie wie jak wyglądasz i nie dowie się tego przynajmniej ode mnie. To za dużo by mnie kosztowało. Nie zna on całej prawdy. Wie tylko tyle, że się rozstaliśmy. Gramy pierwszy mecz a ja odruchowo szukam Ciebie na trybunach i nie mogę znaleźć.  Teraz dopiero zdałem sobie sprawę, że już Cię nie znajdę. Tak bardzo Cię kocham.

___
Oddaje Wam kolejny rozdział, który jest tak nudny, że mam ochotę się pociąć. Mogę powiedzieć tyle, że w piątym rozdziale akcja nabierze tempa dosyć ostro, a w epilog będzie raczej tragiczny i jak to u mnie bywa zakończy się śmiercią. Nie powiem wam kogo, ale będzie śmierć.

Zapraszam do zakładki PYTANIA I ODPOWIEDZI jeśli macie do mnie jakieś pytanie.

Zapraszam do komentowania.

Wasza Anka