Czy znasz to uczucie kiedy, mocno zażyłą rozmowę z nocnym
kolegą Morfeuszem przerywa Ci spadanie ciała w dół? Znasz to uczucie kiedy
próbujesz się ocknąć, ale tam u góry ktoś próbuję Cię zatrzymać? Chcesz się
wyrwać, walczysz sama ze sobą spinasz mięśnie i budzisz się z chorego letargu.
Siadasz po turecku na miękkim materacu oblana zimnym potem.
Chciałabym, żeby moje życie miało inny bieg. Chciałabym, żeby wiele sytuacji nie miało miejsca. Siadam na łóżku i spoglądam na zegarek na którym dwie wskazówki ułożyły piękną godzinę 8:30. Zsuwam swoje wątłe ciało z łóżka i poddaje chuderlawo-krzywe nogi niebotycznemu obciążeniu wprawiając 55 kg w ruch. Kieruje się do łazienki by przygotować się na tak straszną wizytę u lekarza. Późniejsze spotkanie z Karolem nakłada na moją smutną twarz chodź krztę uśmiechu.
Nie mam zamiaru kolejnego dnia spędzić na to, by płaczem maskować swój ból. Gorące krople wody z bojlera ogrzewają moje ciało powodując dosyć miłe dreszcze. Nogi wrosły mi w biały brodzik i nie chcą się ruszyć. Po chwili nie chętnie wychodzę z mojej oazy owijając się szorstkim ręcznikiem z wizerunkiem Kubusia Puchatka. Idę zaparzyć sobie aromatycznej zielonej herbaty. W tak zwanym między czasie nanoszę na swoje ciało ubranie na dziś. Włosy jeszcze mokre mają swój spoczynek na ramionach. Po raz kolejny wpadam w zadumę. Spoglądam na zegarek, a w myślach huczy głośne ‘cholera’ wybiegam z czerwonym jabłkiem w ręku w kierunku lekarza. Tam pobieraną mam krew, a potem sama zainteresowana ciepła ARH+ wypływa z mojego nosa. Dookoła mnie zbiegają się panie pielęgniarki przekrzykując się, a ja czuje smak Twoich ust. To dziwne. Co nie?
Po ciężkich wojażach w zabiegowym około godziny 14.30 opuszczam przychodnie lekarską. Zapinam suwak od beżowej wiatrówki po samą szyje, by innym przechodniom oszczędzić widoku zakrwawionej bluzki. Nie chce wzbudzać domysłów, bo przecież nie mam niebieskiej karty. Nikt nie bije mnie w domu. Wchodzę ponownie do mojej ‘willi z basenem i widokiem na Miasto Aniołów’, przebieram się w inne ciuchy uprzednio znów oblewając ciało wodą tym razem zimną. Znów biegiem ruszam do mojej ukochanej kawiarni, by spotkać się z przyjacielem. Na nadgarstku czuje zaciśnięcie, spoglądam na niego nic nie widzę, na usta wkrada się grymas zwany uśmiechem, przypominam sobie Twój dotyk.
Chciałabym, żeby moje życie miało inny bieg. Chciałabym, żeby wiele sytuacji nie miało miejsca. Siadam na łóżku i spoglądam na zegarek na którym dwie wskazówki ułożyły piękną godzinę 8:30. Zsuwam swoje wątłe ciało z łóżka i poddaje chuderlawo-krzywe nogi niebotycznemu obciążeniu wprawiając 55 kg w ruch. Kieruje się do łazienki by przygotować się na tak straszną wizytę u lekarza. Późniejsze spotkanie z Karolem nakłada na moją smutną twarz chodź krztę uśmiechu.
Nie mam zamiaru kolejnego dnia spędzić na to, by płaczem maskować swój ból. Gorące krople wody z bojlera ogrzewają moje ciało powodując dosyć miłe dreszcze. Nogi wrosły mi w biały brodzik i nie chcą się ruszyć. Po chwili nie chętnie wychodzę z mojej oazy owijając się szorstkim ręcznikiem z wizerunkiem Kubusia Puchatka. Idę zaparzyć sobie aromatycznej zielonej herbaty. W tak zwanym między czasie nanoszę na swoje ciało ubranie na dziś. Włosy jeszcze mokre mają swój spoczynek na ramionach. Po raz kolejny wpadam w zadumę. Spoglądam na zegarek, a w myślach huczy głośne ‘cholera’ wybiegam z czerwonym jabłkiem w ręku w kierunku lekarza. Tam pobieraną mam krew, a potem sama zainteresowana ciepła ARH+ wypływa z mojego nosa. Dookoła mnie zbiegają się panie pielęgniarki przekrzykując się, a ja czuje smak Twoich ust. To dziwne. Co nie?
Po ciężkich wojażach w zabiegowym około godziny 14.30 opuszczam przychodnie lekarską. Zapinam suwak od beżowej wiatrówki po samą szyje, by innym przechodniom oszczędzić widoku zakrwawionej bluzki. Nie chce wzbudzać domysłów, bo przecież nie mam niebieskiej karty. Nikt nie bije mnie w domu. Wchodzę ponownie do mojej ‘willi z basenem i widokiem na Miasto Aniołów’, przebieram się w inne ciuchy uprzednio znów oblewając ciało wodą tym razem zimną. Znów biegiem ruszam do mojej ukochanej kawiarni, by spotkać się z przyjacielem. Na nadgarstku czuje zaciśnięcie, spoglądam na niego nic nie widzę, na usta wkrada się grymas zwany uśmiechem, przypominam sobie Twój dotyk.
-Witaj słoneczko. Pięknie dziś wyglądasz.- Wita się ze mną
drugi bełchatowski środkowy, sadzając swoje cztery litery na krześle naprzeciw
mnie.
-Cześć Karolku. Widzę, że humorek dopisuje. Jak na treningu
?- pytam, nie chce wkraczać na temat moich badań.
-Trening jest nie ważny. Jak na badaniach- nie chciałam mu
mówić, że znów krew lała mi się z nosa. Znów zrobiłam z siebie świetną aktorkę.
-Wszystko w jak najlepszym porządku. Jutro rano jadę odebrać
wyniki badań. Potem jadę najprawdopodobniej na kilka dni do domu, do
Bydgoszczy. A potem od razu się widzimy. Prawda ?
-Oczywiście, że się widzimy. Już tęsknie za Tobą. Mamusie
ucałuj i z tatusiem kielonka za mnie się napij. Właśnie Mery przyjedziesz na
mecz za miesiąc, bo wtedy akurat będziemy grali u siebie, a nie na wyjeździe-
mecz i kolejne spotkanie z Tobą. Serce
bije mi już milion razy na minutę. Robi mi się gorąco. Rumieniec oblewa mi
twarz.
-Karol pożyjemy zobaczymy.
-Okej, okej mała. To co spacer? – odeszliśmy od tematu. Pięknie.
-Z Tobą Karolku, zawsze-powiedziałam po czym wzięłam chłopaka
pod rękę i ruszyliśmy w kierunku krakowskich plant.
Następnego dnia udałam się do przychodni po odebranie
wyników. Recepcjonistka dała mi kopertę, pospiesznie otworzyłam kopertę oczy
szybko przeczytały treść widomości, głowa dostarczyła wiadomość ’ Wszystko
będzie dobrze, to szybko mnie’. Wstałam i udałam się do miasta mojego
dorastania. Po kilku godzinach dotarłam do rodzinnego domu, weszłam wcześniej
się nie zapowiadając, a to co usłyszałam zniszczyło mnie do końca. Byłam
śmieciem zgniecionym i odrzuconym do spalenia. Byłam niczym. Wpadłam do
łazienki i czym prędzej ochładzałam twarz zimną wodą, za chwile do
pomieszczenia weszła matka
-Marika córciu co Ty tu robisz? –zapytała i chciała mnie
przytulić.
-Nie dotykaj mnie!- krzyknęłam zalewając się łzami- Jak
mogłaś mi to zrobić. Jak rodzona matka mogła mnie rozdzielić z osobą którą
kocham nad życie? Powiedz mi jak ? – a ona nie odpowiadała nic- Mamo! Powiedz
mi jak mogłaś?! Powiedz mi-po tych słowach opadłam bezwiednie na płytki.
Płakałam czarny tusz rozlał się po moich rumieńcach. Po chwili wstałam umyłam ponownie
buzie i wzięłam w dłoń znów rączkę od walizki i dodałam.- Moja matka umarła,
dziś. Zostałam sierotą- i wyszłam z domu. Pojechałam nad morze, by tam oczyścić
swoje myśli. Czułam się coraz gorzej pod względem fizycznym, ale pod względem
psychicznym cieszyłam się, że wybrałam taką opcje na zakończenie mojego
życiowego scenariusza. Mojego dramatu. Własnego, nieidealnego dramatu. Po
tygodniu wróciłam do domu. Jest ciemno. Dochodzi 18. Czekam na Karola, obiecałam
mu przecież, że się z nim umówię zaraz po powrocie.
Zawsze nadejdzie dzień w którym nastąpi początek końca.
Dzień naszego ostatecznego rozrachunku ze swoim życiem. Ostatnio uświadomiłam sobie,
że żaden mężczyzna nie jest w stanie zastąpić Ciebie. Myślałam, że będę
potrafiła obdarzyć Karola miłością. W sumie to i go obdarzyłam, bo kochałam go
jak brata i cieszę się ,że i on kochał mnie jak małą młodszą siostrę. Dobrze,
że nawet nie próbowaliśmy być razem. Nie
boje się zakończenia dzisiejszego dnia. Przygotowałam się na niego psychicznie
oraz mentalnie. Jestem silna. Nigdy nie pokocham już nikogo tak mocno jak
Ciebie. Nigdy też nie wybaczę swojej matce tej intrygi. Intrygi która nas
rozdzieliła. Intrygi dzięki której muszę umierać w samotności. Jeszcze jestem w
mieszkaniu i czekam na Karola. On o niczym nie wie. Wiem, że umrę dziś. Bo to
się po prostu czuje. Chce się z nim pożegnać, bo z Tobą nie mogę. Nie widziałam
Cię od tej pamiętnej imprezy, w której znów pokiereszowałeś moje serce. Stoję w
kuchni. Zegar tyka coraz głośniej. Moje oczy rozmazują obraz. Nagle kolana
uginają się pode mną i upadam na zimne płytki przy kuchennym aneksie. Krew
wypływa mi z nosa oraz uszu tworząc brunatną drogę wspomnień. Przed oczami mam
Twój uśmiech. Zarost. W głowie szumi mi dźwięk Twojego głosu. Powieki stają się
coraz cięższe. Odpływam. Budzi mnie światło. Trzymasz mnie za rękę. Jest mi tak
dobrze. Tak bardzo tęskniłam za tym wszystkim. A przede wszystkim za Tobą. Nic
nie mówisz. Wstajesz podnosisz się i spotykasz moje stęsknione za Tobą usta i
delikatnie je muskasz. Uśmiecham się.
-Czemu tu jesteś? Mówiłeś, że mnie nie kochasz. Ja już nie
wiem kim jestem w Twoich oczach. Może mnie w nich nie ma ?A spoglądasz nimi na
inną dziewczynę ? Dziewczynę którą chciałabym być-powiedziałam cicho. Wzdrygnąłeś. Myślałeś, że śpię. Ze teraz
będzie dobrze. Nie wiedziałeś co za chwilę się stanie.
-Wiesz, że tamte słowa były największa fikcją jaką mogłem
tylko powiedzieć. Kocham Cię. Nigdy nie kochałem i nie będę kochać innej
kobiety niż Ty. Każdego dnia chciałem zadzwonić powiedzieć, że mi przykro.
Chciałem prosić abyśmy spróbowali jeszcze raz. Chciałem się budzić obok siebie
mając głowę ułożoną koło Twojej. Chciałem patrzeć jak śpisz. Jak się uśmiechać.
Znów chciałem słyszeć w jaki sposób się śmiejesz i wypowiadasz moje imię.
Chciałem poczuć zapach Twoich perfum. Po
prostu chciałem Ciebie, bo kocham Cię Marika nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie.
Bez Ciebie jestem nikim. Marika otwórz swoje serce. Otwórz je na mnie, proszę.- skończyłeś swój monolog niemal z łzami w oczach. Tak
bardzo Cię kochałam. Tak bardzo za Tobą tęskniłam.
-Kocham Cię Andrzej-po tych słowach moje serce zakończyło
swoją pracę. Maszyny zaczęły piszczeć. Może Bóg nie pozwolił mi odejść bez
pożegnania z Tobą. W sumie jestem zła na siebie, że musiałeś patrzeć na moje
odejście. Musiałeś patrzeć z boku jak zmieniam się w nicość. Jak zionę ducha.
Mówią, że nigdy nie powinno się żałować chwil z osobą która wywoływała uśmiech
na naszej twarzy. Nasze życie jest
kruche i krótkie. Jestem na to świetnym przykładem. Nie ma dwóch takich samych
chwil. Dwóch takich samych uśmiechów. Ja żałuje jedynie tego ,że żyłam kilka miesięcy
bez Ciebie. Że straciłam ten czas. Ostatni czas mojego życia.
Wykąpałem się po czym
rozsiadłem się na kanapie trzymając kurczowo pilota w dłoni. Przed oczami
miałem jej łzy. Znów cholerne wyrzuty sumienia. Nagle słyszę dźwięk swojej
komórki. Karol? Co on chce o tej porze.? Po chwili moje serce staje na moment.
Wbiegam do pokoju ubieram się i zgarniam ważne rzeczy do pokaźnej kieszeni.
Kilka minut później siedzę w aucie kierując się na Kraków. Łamie wszelkie
możliwe przepisy drogowe. Pragnę być przy niej. Nie wiem co jej się stało.
Walczy o życie w jednym z krakowskich szpitali. Czemu byłem tak głupi?. Czemu
nie wyjaśniłem tego wszystkiego ? Zniszczyłem wszystko. Zniszczyłem nas. Jestem
na miejscu. Odnajduje ją bezbronną połączoną milionem kabelków. Siadam na
plastikowym krzesełku. Pragnę przytulić jej wątłe ciało. Pragnę pocałować.
Pragnę zatrzymać czas. Budzi się. Mój cały świat budzi się na moment. Całuje
ja. Tak bardzo brakowało mi smaku jej ust. Jej spojrzenia. Jej uśmiechu. Po
chwili znów pyta czemu to wszystko zrobiłem. Wiem ,że nie daje jej to spokoju.
Mówię jej to co siedzi mi na sercu. Słyszę słowa ‘Kocham Cię Andrzej’ a potem
dźwięk tego całego sprzętu. Patrzę jak do świętego Piotra odchodzi jedyna osobą
którą kocham. Jak odchodzi ona. Nie wiem co mam robić. Zaczynam krzyczeć. Na
sale wpadają pielęgniarki i lekarz. Zaczynają reanimacje. Moje oczy zalewają
się łzami
-Zabierzcie go stąd do
cholery!- krzyczy lekko zdenerwowany już lekarz. Patrzę mu na ręce. Boje się
,że ona naprawdę odejdzie. Po chwili wyprowadzają mnie ochroniarze z sali, bo
pielęgniarki nie dają rady. Mijają minuty ,a mi wydaję się ,że mijają
godziny. Z pomieszczenia w którym leży
moja księżniczka wynurza się wcześniej wymieniony lekarz. Z współczuciem na
twarzy mówi ’przykro nam robiliśmy wszystko co w naszej mocy jednak jej życia
nie udało nam się ocalić’. Wbiegam ponownie na sale w której leży jej wątłe
ciało, które jeszcze przez chwile będzie ciepłe. Dostaje ataku agresji i
przewracam z impetem stojący obok mnie stolik z przyrządami medycznymi.
Krzyczę, że to nie może być prawda, że to cholerny sen, z którego za żadne
skarby świata nie mogę się obudzić. Niemal doszczętnie rujnuje sale w której
leży Ona. Znów biegają Ci sami ochroniarze, znów łapią mnie w swoje ohydne
łapska ,by jedna z szczupłych pielęgniarek wbiła mi igłę strzykawki w szyje
dzięki której Osuwam się powoli po ścianie na ziemię. Nogi znajdują się pod
brodą. Twarz skrywa się w pokaźnych rękach a potem między kolanami. Czuje jak krew pulsuje mi w ciele. mam tego dość. Chce sam siebie rozszarpać. Zaczynam
płakać jak dziecko. Straciłem ją. Osobę którą kocham. Straciłem swój tlen. Nie
dam rady żyć bez niej jest to pewne. Mijają dni. Dowiedziałem się ,że Mery
widziała ,ze umiera. Miała guza mózgu. Nie zgodziła się na operacje nie wiem
czemu. Pojechałem na jej pogrzeb. W kościele podszedłem do trumny w której
leżała uśmiechnięte jeszcze ale blada dziewczyna. Łzy spływały z moich
policzków na jej czarną sukienkę jak oszalałe. Upadłem na kolana chowając twarz
w jej zimną rękę. Poczułem uścisk. Wtedy doszło do mnie ,że ona zawsze będzie
ze mną. Po chwili jej matka powiedziała mi ,że czas zamykać trumnę. Pocałowałem
Ją ten ostatni raz. Wyszedłem z kościoła oglądając się ten ostatni raz. Na
pochówek nie poszedłem. Nie mógłbym zdzierżyć jak chowają Ją kilka metrów pod
ziemią. Wiem, że chodzi gdzieś teraz z aniołami i patrzy na mnie tam z góry i
modli się by żyło mi się dobrze.
Może znajdę kiedyś
kogoś kogo pokocham choć trochę tak jak Ciebie.
Strasznie za Tobą tęsknie.
_____________
Potoczyło się to inaczej niż chciałam, miał być jeszcze jeden rozdział lecz był słaby więc dziś oddaje w WASZE ręce epilog.
Ciężko jest mi się z Wami rozstawać. Ta historia stała się pierwszą poważną i refleksyjną dłuższą historia (bo przecież są oneparty) jaką pisałam. Zdziwiło mnie to, że Wam się podoba. Komentowałyście. Często miałam łzy w oczach, bo nie wierzyłam. Nie przypuszczałam, że pisze emocjonalnie. Dziś wiem, że historia ta miała troszkę emocji. Dla mnie tych emocji jest dużo dziś, w tym rozdziale pożegnalnym kończącym tą historie, lecz ode mnie to jeszcze nie koniec są przecież jeszcze 2 projekty. Jeśli któraś z Was dotrwa do EPILOGU na blogu ' Nie potrafię o Tobie zapomnieć' będziecie wiedziały, że najprawdopodobniej z pod mojej ręki nic nowego nie przeczytacie.
Teraz jest mi nieprzyzwoicie gorąco, a łzy skapują na czarną obudowę laptopa. Nie wiem, ale najbardziej rozwaliły mnie słowa Mariki, która nie wie jak postrzegana jest w oczach swojego ukochanego.
Epilog ten dedykuje mojej kochanej OLEŃCE <3
A teraz każdemu z osobna i wszystkim razem DZIĘKUJE, za każde wyświetlenie, za każde słowo, za komentarz, za to, że byłyście i mam nadzieje, że będziecie stale.
Jeśli macie jakieś miłe wspomnienie czy coś związanego z tym blogiem, to napiszcie w komentarzu.
Wasza Anka
Popłakałam się. :'( Tak szkoda mi tej dwójki. Teraz biedny Andrzej został sam :(...no weź przez ciebie ryczę! Ale dziękuję Ci za te opowiadanie. Strasznie je lubiłam. Szkoda jednak,że już nic nie będziesz pisać. :(
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś zmienisz zdanie i jednak wrócisz do nas z czymś nowym ;)
Całuję :*
O Boże!! Jak mogłaś tak zakończyć tą historie?! Płaczę jak głupia ;) Na pewno będę czytać twoje następne opowiadania :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Julka ;)
Też ryczałam, zapewne jak każdy kto przeczytał ten epilog. Andrzej został teraz sam, szkoda, że stracili swój czas na kłótnie, a nie na to by być razem. Czasami właśnie tak się dzieję, niestety;(
OdpowiedzUsuńCała ta historia na długo zostanie mi w pamięci, nie da się jej tak łatwo zapomnieć;)
Super blog, zresztą jak każdy który wyszedł z pod Twojej ręki;)
Pozdrawiam serdecznie:)
Płacze, nie tak wyobrażałam sobie zakończenie tej historii. Ona nie miała umrzeć, miała kłócić sie z Andrzejem, pocierpieć trochę, a potem mieli do siebie wrócić i żyć długo i szczęśliwie. Kłos miał na zawsze zostać ich najlepszym przyjacielem.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że to wszystko tak sie skończylo, że Andrzej i Marika nie mogli spędzić ze sobą więcej czasu
Ja też ryczę. Końcówkę ledwie doczytałam do końca.
OdpowiedzUsuńJa wiedziałam, że na szczęśliwe zakończenie nie ma co liczyć, ale mimo wszystko okropnie szkoda, że tak potoczyły się ich losy.
Cudowny epilog, zresztą jak cała historia ;* mam nadzieję, że jednak jeszcze wiele Twoich opowiadań będziemy mogli przeczytać.
Boże płakałam cały epilog :)Już z emocji nie wiem co Ci napisać, więc po prostu DZIĘKUJĘ :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Via.
Nie wiem jak Ty to robisz, że kolejna historia to wyciskacz łez. Próbowałam się zmusić do przekonania że to się dobrze skończy. Do samego końca miałam nadzieję, że ją odratują. Akurat teraz, gdy wszystko się wyjaśniło, Marika musiała umrzeć. Myślę że jej matka będzie sobie do końca życia wypominać że zataiła przed córką prawdę. A Andrzej, że sam jej tego nie powiedział. Że po prostu nie wytłumaczył całej sprawy. Że nie przeżył z nią tych ostatnich miesięcy, tylko patrzył jak tonie w objęciach Karola. To okropny balast. Nie wiem jak się z tym upora.
OdpowiedzUsuńA Karol? Odebrał nieświadomie najukochańszą istotę swojemu przyjacielowi, zabrał ostatnie chwile ich miłości. Jemu też współczuję.
Ta historia była inna od wszystkich, wzruszająca od początku do końca i piękna. Dziękuję.
S. :*
wczoraj trafiłam na Twojego bloga, a dziś go całego przeczytałam przez Epilog ryczałam jakby to działo się naprawe :(
OdpowiedzUsuńmasz talent :) piszesz z dużymi emocjami DZIĘKUJĘ ZA TEN BLOG :)
Olkaa
Ponad miesiąc temu straciłam kogoś, kto chorował na tę samą chorobę. Oczywiście na epilogu ryczałam jak bóbr. Jest piękny jak i cały ten blog ; *
OdpowiedzUsuńKochanie epilog piękny<3 Dziękuje Ci tak za ten cudowny dedyk, którego się nie spodziewałam. Co prawda wiedziałam jak masz zamiar zakończyc te opowiadanie już wcześniej ale i tak miałam wielką nadzieję, że Marika zmądrzeje i pójdzie na tą operacje. Twój blog był cudowny <3
OdpowiedzUsuńTo jeden z najlepszych jakie czytałam<3
Cudowne
OdpowiedzUsuńOpowiadanie, które jest jednocześnie tak piękne i tak smutne, że aż wyciska łzy. Coś niesamowitego. Piękna historia...
Na pewno będę czytała następne Twoje małe dzieła :)
Pozdrawiam
Awwww... Płaczę... Nie lubię smutnych zakończeń...
OdpowiedzUsuńHistoria była piękna...
Poryczeć, się nie poryczałam, ale byłam bliska tego. Wiem, że nie komentowałam. Przepraszam, ale wiedz, że była tu taka jedna, której strasznie spodobało się to opowiadanie. Z pewnością będzie czytać kolejne. ;>
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Wiedz, że ta historia nie będzie zwykłą kolejną, przeczytaną z przymusy, ale z wielką chęcią :* I to jest Twoja zasługa, więc strasznie mi przykro, że następny blog będzie Twoim ostatnim ;(
OdpowiedzUsuńNo ale cóż. Najpierw podziękuję za ten ;* Był wyjątkowy i zostanie w pamięci :D
Pozdrawiam,
Dzuzeppe ;*
Cholernie smutno, że już koniec. Uwielbiam tą historię, bohaterów i trudno jest mi się z tym wszystkim rozstawać. Co do samego epilogu to no kurcze co ja tu mogę napisać. W sumie to trochę domyślałam się jak to może się skończyć. Mery odeszła, Andrzej został sam. Szkoda, że nie spędzili razem tych ostatnich chwil.
OdpowiedzUsuńDeklaruje się, że na pewno będę czytać kolejne historię i pisz jak najdłużej!
Pozdrawiam ;)
Szkoda, że to już koniec. Ta historia nie była szczęśliwa, więc cieżko spodziewać się innego epilogu. Dobrze chociaż, że wyznali sobie miłość nim umarła. Andrzej został sam, ale jego emocje pięknie opisałaś. Jestem pod wrażeniem : *
OdpowiedzUsuńps. 5 rozdział na spell-a-loss.blogspot.com Zapraszam : *
Nadrobiłam całe to opowiadanie i muszę stwierdzić, że jest świetne. Czekam na więcej i zapraszam do mnie
OdpowiedzUsuńhttp://marzeniem-moim-czekoladka.blogspot.com/
Miałam nadzieję, żę jednak Marika i Andrzej będą razem<3
O jej... a miało być tak pięknie, oni mieli być razem miało być różowo i w ogóle.. Marika nie zasługiwała na to wszystko i nie potrafię zrozumieć dlaczego nie zgodziła się na operację. Jeszcze mogła być szczęśliwa z Andrzejem. Mam nadzieję, że teraz będzie nad nim czuwać, a on odnajdzie harmonię. Pozdrawiam cię serdecznie :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy płaczę z powodu niewyspania, bólu głowy czy z emocji, ale wiem, że te trzy rzeczy połączone razem tworzą mieszankę wybuchową...
OdpowiedzUsuńWiedziałam jak to się skończy, a mimo to łzy mimowolnie spływają po rozgrzanych policzkach..
Szkoda Mery i Andrzeja...
Pozdrawiam * :D :* ♥ :D
Nie wiem co napisać. Świetne zakończenie historii, choć większość z nas liczyła na to, że zakończy się szczęśliwie. Jednak życie nie jest bajką i nie jest kolorowe, a Ty w tym opowiadaniu oddałaś to idealnie.
OdpowiedzUsuńCałuje :*
Ja również nie mogłam powstrzymać łez, czy to w ogóle możliwe, przy takim zakończeniu tej historii? Opisałaś najprawdziwszą, piękną, szlachetną miłość dwóch osób, którym nie dane było być razem. :( Wrona kochał Marikę i najbardziej tragiczne jest to, że ona do końca nie wiedziała o uczuciach Andrzeja. Niestety opowiadanie tak jak życie, czasem zdarza się opowiadać smutną historię.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo szczęśliwa, że czytałam tego bloga, bo było warto! Także dziękuję za czas, jaki poświęciłaś na pisanie, bo czytało się naprawdę dobrze. Szkoda, że to koniec.
Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za to, że mogłam tak miło spędzić czas.
To nie może być prawda! :(
OdpowiedzUsuńTak piękna miłość została zabita przez matkę Mariki... Gdyby nie ona, wszystko na pewno potoczyłoby się kompletnie inaczej...
Najgorsze jest to, że oni się kochali... Oboje...
Tragiczny koniec, mocno poruszający...
Dziękuję ci za to, że napisałaś tak wspaniałe, wzruszające opowiadanie. Świetnie oddałaś te wszystkie emocje, jakie siedziały w głowach bohaterów. Dziękuję, że mogłam czytać tak dobre opowiadanie.
Pozdrawiam serdecznie. :*
www.hope-and-faith-love-and-tears.blogspot.com
www.usmiechem-zmieniaj-swiat.blogspot.com
Przez Ciebie poryczałam się na końcówce. Tak miłość lecz nie stworzona dla nich..
OdpowiedzUsuńKochali się oboje,a tu taki koniec. Smutno mi, myślałam że będzie inaczej.
+
Zapraszam serdecznie na ósemkę na http://smakgorzkiejzemsty.blogspot.com/.
Jeżeli przeczytasz, pozostaw po sobie krótki komentarz - to pomaga : )
Pokochałam tą historię, Mery i Wronę. Szkoda, że tak szybko nadszedł koniec.
Buziaki ♥
Płaczę jak głupia!
OdpowiedzUsuńBaaardzo żałuję, że ta historia trwała tak krótko :(
Przywiązałam się do rozterek Mery i Andrzeja...
Piękna historia trudnej miłości. Dla nich już nigdy nieosiągalnej, niestety :(
Dziękuję Ci, że przez te wszystkie rozdziały mogłam myśleć i zastanawiać się nad tym co czują bohaterowie tej historii :)
Pozdrawiam gorąco i mam nadzieję, że dowiem się o kolejnej historii spod Twojego 'pióra' :*
Klepa. <3
OdpowiedzUsuńO matko. Do końca, do samego końca wierzyłam, łudziłam się, że ona zostanie z nim tutaj, na ziemi. Ale teraz wiem co miała przekazać ta historia. Nie rozumiem tylko jednego-jak jej matka mogła jeszcze spojrzeć temu biedakowi w oczy? Ona chyba nie rozumie, że zniszczyła doszczętnie życie swojej córki, bynajmniej jej końcówkę. Słowa Mariki do swojej matki były na pewno dotykające, ale mogę teraz w pełnym przekonaniu powiedzieć, że sobie na to zasłużyła. Po pierwsze odebrała jej osobę, którą kochała najbardziej na świecie, a po drugie spowodowała, że ową osobę znienawidziła. Teraz kiedy żegnała swoją córkę powinna po prostu przeprosić ją, go, ich razem. Przecież ona doskonale wie co zrobiła, więc dlaczego była taka spokojna w kościele? No tak, przecież nikt więcej oprócz Mariki i Andrzeja nie wie o jej interwencji w życiu córki. W żadnych oczach nie straciła. A więc ja się pytam: JESTEŚ Z SIEBIE KURWA DUMNA? TERAZ IDŹ, PODEJDŹ DO JEJ CIAŁA I POWIEDZ, ŻE CHCIAŁAŚ DOBRZE, PROSZĘ POWIEDZ. NO WŁAŚNIE, NIE WYSZŁO DOBRZE, WYSZŁO TRAGICZNIE.
UsuńStrasznie mi szkoda tej historii, jej końca. Byłam, jestem i będę, bo piszesz genialnie. Nie będę pisać, że płakała, bo chyba troszkę mnie znasz i wiesz, że zawsze mnie ruszają tego typu historie, DZIĘKUJĘ.
Całuję, Camilla. <3
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNominuję Cię do nagrody The Versatile Blogger : )
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na rozdział numer 9 ;)
OdpowiedzUsuńhttp://true-love-changes-everything.blogspot.com/
Tego się nie spodziewałam... Płakałam i płakałam... Cały czas miałam nadzieję na jakiś happy end. Wybacz, ale więcej nie jestem w stanie napisać.
OdpowiedzUsuńCałuję ;*
K.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńJa sobie tez popłacze, rozwaliłaś mnie konkretnie :(
OdpowiedzUsuńSzkoda,że to już koniec przecież to było takie wciągające, Na każdy rozdział czekałam z upragnieniem a tu Epilog ;/
Nawet nie wiesz ile razy rozkleiłam się czytając tego bloga..
Nie będę się rozpisywała, dodam tylko,że to byłoo cudne opowiadanie i bardzo Ci dziękuje,że mogłam je przeczytać ;* I strasznie się ciesze,że nie kończysz przygody z blogowaniem,i że jeszcze sobie poczytam twoje perełki ;*
Pozdrawiam ;**
Jejuuuuuuuu... :* No poryczałam sie jak nwm co! :'( Tak pięknie to opisałaś, że po prostu nie wierzę. Miałam nadzieję, że jednak wszystko sie ułoży i będzie happy-end, ale jednak nie było.. PIĘKNA HISTORIA..
OdpowiedzUsuńNadrobiłam całą od początku i nie mogę się pogodzić z tym, że to już koniec, nie mogę. Mam nadzieję, ze niedługo zaczniesz pisać jakiś kolejny blog ;-))))
Pzdr :3 - http://gemsetmeczjanowicz9.blog.pl/
Jak na razie przeczytalam tylko epilog i tycze jak glupia, rano zabieram sie za reszte :**
OdpowiedzUsuń